2/11/2016

"Głodne dziecko" - operacja na otwartym sercu


Magdalena Dębicka, autorka i odtwórczyni monodramu Głodne dziecko, który stworzyła na podstawie mojej powieści KochAna. W pułapce anoreksji i bulimii, dokonała na scenie operacji na otwartym sercu. Jej energia sprawiła, że Alicja (główna bohaterka książki) wciągnęła publiczność w krainę swoich marów. Aktorka weszła bowiem nie tylko w jej skórę, ale również w umysł i przede wszystkim w duszę, emocjonalną aż do granic.


Pisząc, myślę obrazami. M. Dębicka wybrała kilka z nich, dokonując trafnego połączenia. Wymalowała je przekonująco i poruszającoDostrzegam w tym jej rozbudowaną wrażliwość i intuicję. By podkreślić tę wspólnotę odczuwania, w dalszej części wpisu zestawiłam wątki wykorzystane w monodramie również z kolażami, które wykonałam kilka lat temu. 


Głodna dusza

M. Dębicka, odtwarzając Alicję, skupiła się przede wszystkim na scenach wojennych z walki z ciałem. Sugestywnie opowiadała o ciągłym pilnowaniu swojej wagi. Zwierzała się, jak spacerowała między półkami w hipermarkecie, dumna, że potrafi sobie wszystkiego odmówić. „Patrzą na mnie rzędy produktów zapakowanych w puszki, pudełka, butelki, kartony. Błądzę po labiryncie, mijając kolumny groszku, stosy zupek, piramidy butelek z napojami. (…) Konsument myśli, że one są dla niego. Nie, to on istnieje dla nich”. Krzyczała: „Pięć razy pokonaj swój głód!”. 


Robiła ćwiczenia aż do utraty sił, a potem rozpaczliwie napychała się jedzeniem. W powieści „głodne ja” Alicji przybierało np. postać węża, oplatającego ją coraz mocniej. Autorka monodramu zobrazowała je inaczej, jako niepokojące, samotne dziecko, która pojawiało się w wizualizacjach.


M. Dębicka i J. Zamęcka, "głodne ja" bohaterki

Wytłumaczyła, dlaczego przebywa na froncie wojny ze sobą. Wskazała m.in. na poczucie niezrozumienia i brak akceptacji bliskich wobec zmian, które zachodziły w jej wnętrzu i planów zostania malarką. Żywiołowo ujęła metamorfozę ugrzecznionej, stłamszonej błękitnej dziewczynki w punkówę, która kreśli na ścianie symbol anarchistów i manifestuje, że „Tu i teraz i wokół nas trwa permanentna rewolucja!”.


Rewolucja

Przebierając się w gorset, mini, kabaretki, złote pantofelki tworzyła portret „kobiety-lalki”. Czerwone światło, które ją podświetlało, stanowiło świetny kontrapunkt wobec czerni.


Komplety i gadżety

„Wyobraź sobie roznegliżowaną kobietę, polecającą jakiś towar. Pożądanie jej kuszącego ciała ma szansę przełożyć się na namiętność do reklamowanego przedmiotu. (…) Ciała sprzedają wszystko (…) Wyginają się w prowokujących pozach, wysyłają kuszące spojrzenia i pełne obietnic uśmiechy. <<Przebierz mnie albo rozbierz, zegnij mi nogę w kolanie, wykręć rękę. Skorzystaj. Jestem przecież kolejnym gadżetem, twoją zabawką, prawda? (…)>> (…) Reklama, popkultura, mężczyzna bawią się kobietą bez ograniczeń. Gdy im się jakaś znudzi – rzucają ją w kąt bez żalu i szukają nowej, oferta jest bogata”. Wypowiadając te słowa, aktorka raz wydawała się uwodzicielska, a raz stawała się żałosna jak klaun. 

Żonglowała wcieleniami, będąc równie sugestywna jako dziecko łaknące akceptacji, zagubiona nastolatka i młoda kobieta, wciąż głodna przed wszystkim uczuć. „Łudziłam się, że nie będę tylko lalką i znajdę w końcu prawdziwą bliskość, gdy ważniejsza od CIAŁA stanę się JA”.


Balansowała między skrajnościami, przechodząc od przerysowanej zmysłowości do pragnienia bycia bezcielesną, od powtarzania „jestem w porządku” do nienawiści wobec siebie, od surowego odchudzania do napadu bulimicznego. W spektaklu nie brakowało elementów komicznych, ale raczej spod znaku czarnego humoru, a także przewrotności. Aktorka przewrotnie wytykała, że publiczność sama zgodziła się patrzeć na jej cierpienie, i ciągle nie odrywa od niej oczu.  Niezwykłym doświadczeniem dla mnie jako autorki jest, że odtwórczyni roli Alicji nadała moim słowom swoją moc, nie zmieniając ich sedna, a podkreślając je. Dzięki jej ekspresyjnej grze w pełni wybrzmiały zawarte w KochAnej bunt i gniew, smutek i ból. „Papierowa” Alicja wreszcie naprawdę wrzeszczała, na cały głos, w imieniu wszystkich Alicji, które szaleją, i wszystkich Alicji, które gotują sobie piekło, ale nie bez przyczyn. 

M. Dębicka, by ukazać skomplikowane doznania bohaterki, nie potrzebowała wielu środków spoza tych, które nosiła w sobie. Z wyczuciem i temperamentem poruszała się po scenie, akcentując każdym ruchem to, co pragnęła przekazać. 

Lubię oszczędną scenografię. Na scenie znajdował się stół i czarne pudełka z kilkoma rekwizytami.


Wszystkie elementy były niezbędne i zostały wykorzystane. Wizualizacje w odpowiedni sposób dopełniały słów, a czasami nadawały scenom tajemniczego wyrazu. Muzyka podkreślała zmieniający się nastrój na scenie i sprawiła, że przedstawienie nabrało jeszcze większej dynamiki.  

Dzień, w którym obejrzałam Głodne dziecko, śmiało mogę nazwać jednym z najszczęśliwszych w moim życiu. Płakałam ze wzruszenia już w trakcie spektaklu. Publiczność dopisała, a po przedstawieniu rozległy się gromkie brawa. 


***
Pamiętam, że aktorka napisała do mnie kilka lat temu, pytając, czy może użyć fragmentów KochAnej na jednym z egzaminów. Uczęszczała wtedy do studia teatralnego przy Teatrze Baza w Warszawie. Potem postanowiła stworzyć  monodram oparty na motywach powieści. 


Jestem pełna podziwu, że włożyła w niego tak dużo pracy, na każdym etapie, i nie poddawała się. Wielki aplauz należy się również reżyserowi, Jakubowi Firewiczowi, opiekunowi artystycznemu z Teatru Baza, Tomaszowi Zadróżnemu, fotografowi, który zrobił świetne zdjęcia do materiałów do spektaklu, Dmytro Gurnickiemu i całej ekipie współpracującej z autorką monodramu. 

Bez nich to wszystko by się nie udało!

M. Dębicka nie spoczęła na laurach i po weekendowych pokazach myśli o dalszym wystawianiu Głodnego dziecka. Obecnie można ją oglądać w Teatrze Powszechnym w Łodzi, w Stopklatce i w Szkole żon

M. Dębicka i J. Firewicz w Stopklatce, fot. K. Chmura, źródło

Aktorka w charakteryzacji do Szkoły żon

***
Jako dodatek specjalny: kilka zdjęć wykonanych po wystawieniu Głodnego dziecka.

Krajobraz po burzy.


Magdalena po robocie, obsypana ryżem i oblana jogurtem.


Sroczka wreszcie dorwała złoty bucik „kobiety-lalki”.


Mam nadzieję, że spektakl zobaczymy jeszcze nie raz i nie dwa!


Fotografie ze spektaklu i te, które są z nim powiązane, pochodzą z archiwum Magdaleny Dębickiej. Zdjęcia po przedstawieniu wykonał Zbigniew Komorowski. Serdecznie dziękuję im za użyczenie swoich materiałów :).

2 komentarze:

Copyright © Marta Motyl