Marina Abramović w
performansach eksperymentowała ze swoją wytrzymałością fizyczną i psychiczną.
Na własne życzenie doświadczała ekstremalnego bólu, który porywał ją poza jego świadomość.
Z równą determinacją, z jaką wykonywała zaplanowane akcje, walczyła o to, żeby zostały
one uznane za sztukę. A ją, zamiast nazywać masochistką, zaczęto nazywać
artystką. Zarówno jej twórczość, jak i jej postać wpływa na uczucia odbiorców
na różne sposoby. Uwodzi ich, wstrząsa nimi, przyprawia o łzy, ale także
skłania do gniewu i do nienawiści. Obecnie nikt nie zaprzeczy, że Abramović stała
się ikoną sztuki, legendą za życia.
Marina Abramović, fot. Manfred Werner, źródło |
W niniejszym tekście szerzej przedstawię pięć jej performansów, które ciągle zdumiewają swoją radykalnością i śmiałością. Ukażę je na tle twórczej drogi artystki. Jednak najpierw przybliżę naturę performansu i jego historyczne korzenie, co pozwoli Wam poznać dokonania Abramović w szerszej perspektywie.
Dlaczego performans jest tak wyjątkowy?
Zwykle performans określa
się jako działanie artystyczne podejmowane przez twórcę bądź grupę twórców w
obecności publiczności, najczęściej z wyłączeniem aktywnego udziału widzów. Z
drugiej strony, bez obecności publiczności, bez angażowania jej emocji, performans
nie zaistnieje. Artysta pełni w performansie podwójne role: scenarzysty i
wykonawcy, twórcy i materii sztuki, ponieważ podczas niego wykorzystuje własne ciało.
Uprzedmiatawia je, wystawiając na publiczny widok, zabierając mu na ten czas
prywatność, intymność, strach.
Performans w
różnych formach towarzyszy ludzkości od wieków. Wiąże sacrum z profanum, będąc
reakcją na codzienność i sposobem na ucieczkę
od niej. Historyczne źródło performansu stanowi teatr. Obie dziedziny łączy
rola, w którą wchodzi zarówno aktor, jak i performer, specjalna przestrzeń, w
której ją prezentują, wykorzystanie rekwizytów, śledzenie ich działań przez publiczność.
Performans nie jest jednak teatrem. Dlatego, że performer, nawet poruszając się
w obrębie fikcji, w przeciwieństwie do aktora włącza w działanie swoje aktualne,
prawdziwe przeżycia. Upraszczając: w performansie leje się krew, a w teatrze
zamiast niej leje się keczup.
Spektakle, w
których ciało grało główną rolę, miały miejsce także poza teatrem. Należą do
nich np. przykuwające uwagę występy na ulicach i jarmarkach, pokazywanie w
cyrkach ludzi z defektami anatomicznymi, wykonywane publicznie biczowanie się
pątników i ascetów, tortury i wyroki śmierci; sekcje zwłok, mające miejsce w
tzw. teatrach anatomicznych.
Rembrandt van Rijn, Lekcja anatomii doktora Tulpa, 1632 r., źródło |
Nie mniej istotne źródła performansu sytuują się w religijnych rytuałach, pielgrzymkach czy formach religijności ludowej. Część wymienionych poczynań da się zaobserwować współcześnie.
Historia performansu wiąże się również z wydarzeniami ważnymi dla jednostki. Z okaleczaniem bądź ozdabianiem ciała, czyli z jego upokarzaniem bądź uwznioślaniem. Te zachowania w wielu kulturach stanowiły i stanowią uzewnętrznienie przebycia wewnętrznej drogi, wiodącej do nowego etapu życiowego.
Natomiast teoretycy
i krytycy sztuki ściśle wiążą performans artystyczny ze sztuką najnowszą.
Uważają go za część przełomu, który miał miejsce w estetyce XX wieku, owocując
takimi kierunkami jak futuryzm, konstruktywizm, dadaizm, surrealizm. Przełom
ten wiązał się z otworzeniem się artystów na działania niekonwencjonalne, bezkompromisowe,
radykalne. Polegały na włączeniu do sztuki nowych środków wyrazu, zbliżaniu jej
do życia, podkreślaniu w niej roli przypadku czy prowokowaniu obrazoburczymi
dziełami publiczności.
Performanse
podobnie jak inne przejawy działalności artystycznej związane są z aktualnymi
normami, obyczajami, kulturą. W taki sposób, że w nie uderzają. Co różni zatem
performans od innych dziedzin sztuki i sprawia, że jest on tak wyjątkowy? Pozwala
on eskalować emocje i napięcie na skalę niespotykaną w innych dziedzinach.
Erika Fischer-Lichte, niemiecka naukowczyni zajmująca się teatrem i
performansem, tłumaczy, że ogromne znaczenie dla performansu ma ciało jako
medium. Mając takie samo ciało, z takim samym potencjałem odczuwania
przyjemności i bólu, radości i złości jak performer, widz wytwarza w sobie
empatię. Poszerza przy tym horyzont poznawczy. Podczas performansu wykonawca i odbiorca
czują wspólnotę, choćby wcześniej nic ich
nie łączyło.
Wykorzystanie w
performansie granicznych sytuacji związanych z ciałem na dobre rozpoczęło
się w latach 60. XX wieku. Celem
performasu jest bowiem zaburzenie równowagi. Żeby wydawał się on skrajnie
prawdziwy, cechował się intensywnością przeżyć i dla artysty, i dla
publiczności, miał zawierać w sobie zagrożenie. Stąd Chris Burden poddał ciało
strzałom z broni palnej, Orlan operacjom plastycznym, a Franko B korzystał z
własnej krwi.
Choć performanse
są różnorodne, każdy posiada swój początek i koniec. Pomiędzy nimi następuje
przemiana, np. stanu ciała performera.
Wojna domowa
Poddawanie ciała
uciążliwościom stało się także znakiem firmowym twórczości Mariny Abramović. Jest
ona atrakcyjną kobietą. Wysoką, posągową, o zgrabnej, kształtnej sylwetce,
długich, ciemnych włosach, dużych, brązowych oczach, pałających ogniem i
pełnych, mięsistych ustach. Tak zmysłowe ciało wydaje się stworzone do jego
przedstawiania i do przykuwania uwagi.
Jednakże, jako
dziecko, młoda dziewczyna, wreszcie młoda kobieta, Abramović czuła się
nieatrakcyjna, niekochana. Urodziła się w 1946 r. w Belgradzie. Wychowała się w
domu bohaterów jugosłowiańskich z czasu II wojny światowej, Danicy i Vojina
Abramovićów. Dwójki komunistów, którzy podczas wojny uratowali sobie życie.
Po wojnie należeli do tzw. czerwonej burżuazji, czyli członków komunistycznej partii piastujących wysokie stanowiska państwowe.
Przyszła artystka żyła w wielopokojowym, przestronnym mieszkaniu i w dostatku, podczas gdy tzw. zwyczajni ludzie gnieździli się w ciasnocie i biedowali. Abramović od dziecka miała zapewnione doskonałe wykształcenie. Jednak w tymże luksusowym domu panowała iście wojenna atmosfera. Jej rodzice często awanturowali się ze sobą. Nieraz dochodziło między nimi do rękoczynów. Oboje, może z partyzanckiego przyzwyczajenia, mieli na swoich stolikach nocnych broń, do tego naładowaną. Ich relacja zmieniła się po narodzinach córki, kiedy to Vojin zaczął zdradzać żonę.
Rodzice Mariny Abramović, 1945 r., w: Abramović Marina, Kaplan James, Pokonać mur. Wspomnienia, przeł. A. Bernaczyk i M. Hermanowska, Poznań 2018, s. 11. |
Po wojnie należeli do tzw. czerwonej burżuazji, czyli członków komunistycznej partii piastujących wysokie stanowiska państwowe.
Przyszła artystka żyła w wielopokojowym, przestronnym mieszkaniu i w dostatku, podczas gdy tzw. zwyczajni ludzie gnieździli się w ciasnocie i biedowali. Abramović od dziecka miała zapewnione doskonałe wykształcenie. Jednak w tymże luksusowym domu panowała iście wojenna atmosfera. Jej rodzice często awanturowali się ze sobą. Nieraz dochodziło między nimi do rękoczynów. Oboje, może z partyzanckiego przyzwyczajenia, mieli na swoich stolikach nocnych broń, do tego naładowaną. Ich relacja zmieniła się po narodzinach córki, kiedy to Vojin zaczął zdradzać żonę.
Dom Abramovićów
cechował także iście wojskowy dryl. Danica Abramović była nieczuła wobec
dziecka, za to pozostawała przeczulona na punkcie porządku. Dziewczynka nie
mogła np. zagnieść pościeli podczas spania. Próbowała więc sypiać nieruchomo. Za
najmniejsze przewinienie matka albo ciotka znęcały się nad nią. Jedyne ciepło dziecko
otrzymywało od babci. Cechowało ją gorliwe wyznawanie wiary połączone z wielką
przesądnością, przez co wrażliwa dziewczynka była za pan brat ze zjawami i
innymi tworami wyobraźni.
Kiedy Abramović dorastała,
matka nie dawała się jej stroić, kupując same brzydkie ubrania. Dryl zdawał się
nie mieć końca. Dopóki artystka mieszkała z matką, musiała wracać do domu do
godziny 22:00, nawet jako dorosła osoba. Wolność odnalazła dopiero w sztuce. Po
latach stwierdziła, że im gorsze dzieciństwo ma twórca, tym lepszą sztukę
tworzy. Szybko porzuciła malarstwo na rzecz eksperymentu, na rzecz
performansu.
Potęgowanie ryzyka
Artystka po raz
pierwszy poczuła odurzającą energię ryzykownej akcji, kiedy w 1973 r. w Edynburgu
pokazała Rytm 10. Nawiązywał on do pijackiej rozrywki, chętnie uprawianej w
Rosji i na Bałkanach. Polega ona na tym, że mężczyzna kładzie dłoń na stole i
rozstawia palce. Stara się wcelować pomiędzy nie czubkiem ostrego noża, a ruchy
wykonuje w jak najszybszym tempie. Jeśli trafi ostrzem w skórę, wypija kolejny
kieliszek. Alkohol powoduje, że ilość rozlanej krwi wciąż rośnie.
Abramović podczas
performansu położyła swoją dłoń na arkuszu białego papieru. Do dyspozycji miała
dziesięć noży. Kiedy się zraniła, odkładała dany nóż i sięgała po kolejny.
Jęki, które wydawała podczas kaleczenia się, nagrywał i przekazywał publiczności magnetofon. W pewnym momencie artystka przestała odczuwać ból i strach. Zastąpiło je wrażenie, że odbiera i przekazuje publiczności bardzo potężną energię. Wspominała, że stała się wtedy nową Mariną, jakiej nie znała do tej pory. Podczas performansu odtworzyła jeszcze nagranie, powtórnie kalecząc się w ujętym na nim rytmie. Później włączyła publiczności jedną taśmę po drugiej. Kiedy skończyła performans, rozległy się gromkie brawa.
Marina Abramović, Rytm 10, 1973 r., źródło |
Jęki, które wydawała podczas kaleczenia się, nagrywał i przekazywał publiczności magnetofon. W pewnym momencie artystka przestała odczuwać ból i strach. Zastąpiło je wrażenie, że odbiera i przekazuje publiczności bardzo potężną energię. Wspominała, że stała się wtedy nową Mariną, jakiej nie znała do tej pory. Podczas performansu odtworzyła jeszcze nagranie, powtórnie kalecząc się w ujętym na nim rytmie. Później włączyła publiczności jedną taśmę po drugiej. Kiedy skończyła performans, rozległy się gromkie brawa.
Zaczęła
organizować jeszcze bardziej skrajne akcje. W Rytmie 5 ułożyła z desek pięcioramienną
gwiazdę. Skorzystała z pentagramu jako magicznego znaku związanego ze
starożytnymi kultami religijnymi. Niektórzy widzieli w gwieździe również nawiązanie
do pięcioramiennej gwiazdy komunistycznej, a wraz z nim symbolikę opresyjności
tego systemu. Figura miała bowiem podwójne kontury, a w wolnej przestrzeni pomiędzy
jednym a drugim konturem artystka rozsypała wióry i wylała benzynę. Weszła do
samego środka gwiazdy, kładąc się pośród buzującego ognia.
Straciła tam przytomność. Widzowie, bojąc się już nie tylko o jej zdrowie, ale i o jej życie, wyciągnęli kobietę z ognia. Komentowała później, że ani nie było potrzeby ratunku, ani nie planowała włączać do akcji publiczności.
Marina Abramović, Rytm 5, 1974 r., źródło |
Straciła tam przytomność. Widzowie, bojąc się już nie tylko o jej zdrowie, ale i o jej życie, wyciągnęli kobietę z ognia. Komentowała później, że ani nie było potrzeby ratunku, ani nie planowała włączać do akcji publiczności.
Jednak zainspirowało
ją to do kolejnego działania, w którym już specjalnie zamierzała oddać się w
ręce widzów. Wówczas Abramović nie miała dobrej prasy we własnym kraju. Nie
uważano jej za artystkę, a za chorą psychicznie skandalistkę. Jej decyzja o
urządzeniu niebywałej akcji wzięła się także z przekory. Pomysł zbiegł się z
zaproszeniem od neapolitańskiego Studia Morra, które gwarantowało wolność
zuchwałego działania.
Piękna i bestie. Rytm 0 (1)
(czas trwania 6
godz., 1974 r., Studio Morra, Neapol, Włochy)
Abramović
przygotowała do Rytmu 0 aż siedemdziesiąt dwa przedmioty. Pośród nich
znalazły się np. flakon perfum, róża, miód, ptasie pióro, pióro wieczne,
gazeta, melonik, szal, aparat fotograficzny, ale i nożyczki, młotek, piła czy
wreszcie pistolet ze złożonym obok niego nabojem. Wszystkie akcesoria artystka umieściła
na stole, za którym stanęła. Miała na
sobie czarne spodnie i czarną koszulkę. Każdy chętny mógł podejść, wziąć ze
stołu wybrany przedmiot i użyć go wobec Abramović. Performerka dobrowolnie
zamieniła się w przedmiot do cudzego zastosowania. Brała pod uwagę
konsekwencje, w tym dramatyczne, ale zadeklarowała, że ponosi pełną
odpowiedzialność za akcję. Jej obawy zdominowała bezkompromisowość, poświęcenie
dla sztuki i ciekawość, jak zachowają się widzowie.
Performans trwał
od godziny 20:00 do 2:00. Abramović stała bez ruchu, na nikogo ani na nic nie
kierując wzroku. Patrzyła w dal. Całkowita bierność i kamienny spokój artystki początkowo
onieśmielały publiczność. Przez trzy godziny w galerii niewiele się działo.
Ktoś wręczył jej różę, ktoś otulił szalem, ktoś pocałował. Na performans przybyli
przede wszystkim inni artyści, mężczyźni, którzy zabrali ze sobą swoje żony. One
zaczęły namawiać partnerów do działania. Oto dowód na stwierdzenie, że i mężczyźni,
i kobiety mają w sobie agresję, z tym, że kobiety wolą ją ukrywać. Z drugiej
strony, Abramović uważa, że obecność kobiet uchroniła ją przed zgwałceniem.
Atmosfera zaczęła
gęstnieć. Jeden z mężczyzn rozciął artystce koszulkę nożyczkami, po czym zdjął ją
z niej.
Inni ludzie nadawali jej ciału rozmaite pozycje. Performerka zastygała w określonej pozie, aż kolejna osoba nie zmieniła układu jej sylwetki. W południowych Włoszech, gdzie miała miejsce akcja, duże wpływy posiada kościół katolicki. Dlatego kobiety często postrzega się w dwóch stereotypowych rolach: Madonny albo prostytutki. Abramović wcielono w tę drugą. Miała już nagie piersi, gdy założono jej na głowę melonik. Ktoś sięgnął po szminkę, napisał na lustrze „Jestem wolna” i wręczył je artystce. Następny widz nakreślił na czole kobiety napis „Koniec”. Kiedy została obfotografowana, do rąk włożono jej zdjęcia niczym wachlarz kart.
Marina Abramović, Rytm 0, 1974 r., źródło |
Inni ludzie nadawali jej ciału rozmaite pozycje. Performerka zastygała w określonej pozie, aż kolejna osoba nie zmieniła układu jej sylwetki. W południowych Włoszech, gdzie miała miejsce akcja, duże wpływy posiada kościół katolicki. Dlatego kobiety często postrzega się w dwóch stereotypowych rolach: Madonny albo prostytutki. Abramović wcielono w tę drugą. Miała już nagie piersi, gdy założono jej na głowę melonik. Ktoś sięgnął po szminkę, napisał na lustrze „Jestem wolna” i wręczył je artystce. Następny widz nakreślił na czole kobiety napis „Koniec”. Kiedy została obfotografowana, do rąk włożono jej zdjęcia niczym wachlarz kart.
Akcja przyspieszyła.
Artystka była noszona po sali przez dwie osoby. Ci sami ludzie ułożyli ją na
stole. Następnie rozsunęli jej nogi i wbili w blat nóż. Znalazł się on tuż przy
miejscach intymnych kobiety. Ona ciągle zachowywała się jak kamień. A
ludzie stawali się coraz bardziej rozbestwieni. Performerkę pokłuto szpilkami, wylano jej na
głowę wodę, nacięto jej szyję ostrzem noża, po czym zlizano krew. Jednak znacznie
bardziej zaniepokoił ją pewien niski mężczyzna. Podszedł do niej, ciężko
dysząc. Załadował pistolet i wsunął artystce w dłoń, po czym przyłożył tę dłoń
do jej szyi. Kiedy dotknął spustu, ludzie zaczęli go powstrzymywać. Wywiązała
się bójka. Ostatecznie mężczyznę wyrzucono z galerii, a performans kontynuowano.
Wybiła godzina
druga, kiedy Abramović wreszcie skierowała wzrok prosto na widownię. Półnaga,
zakrwawiona, z mokrymi włosami i ze łzami w oczach. Wzbudziła w ludziach strach.
Nagle zaczęli wybiegać z galerii.
Kiedy artystka znalazła
się po akcji w hotelu, poczuła się zupełnie wyczerpana. Wciąż odtwarzała w
pamięci sceny, w których uczestniczyła. Nie zniknął jej strach przed mężczyzną
z pistoletem. Rano zobaczyła w lustrze
posiwiałe pasmo włosów. Dotarło do niej, że publiczność może pozbawić ją życia.
Z kolei w galerii od
rana rozdzwoniły się telefony. Uczestnicy performansu przepraszali za swoje postępowanie,
wręcz się kajali. Tłumaczyli, że nie mają pojęcia, co się z nimi stało, że tak się
zachowywali.
Artystka
skomentowała, że w Rytm 0 przekazała własny strach przed cierpieniem i
śmiercią w ręce widzów. W wywiadzie przeprowadzonym w 2019 r., przed swoją retrospektywną
wystawą w Polsce, performerka przyznała się, że to ogromna siła woli pomogła
jej przetrwać kilka niezwykle trudnych godzin bez ani jednego drgnienia. Dziś Rytm 0 uważany jest za jeden z najważniejszych performansów w historii.
Eksperyment Abramović uzmysłowił, jak łatwo opanowany na zewnątrz człowiek może
przemienić się w danych warunkach w nieprzewidywalnego agresora.
Ciepło-zimno. Thomas Lips (2)
(czas trwania 2
godz., 1975 r., Galerie Krinzinger, Innsbruck, Austria)
Pamiętna akcja nie
powstrzymała twórczyni od dalszego przekraczania granic. Jednym z bardziej
brutalnych performansów, na który się zdecydowała, był Thomas Lips. Miał
miejsce w 1975 r. w Galerie Krinzinger w Innsbrucku, również na zaproszenie
galerii. Tytuł akcji artystka zaczerpnęła od imienia i nazwiska jednego ze
swoich kochanków. Urzekł ją subtelną urodą, łączącą cechy męskie z kobiecymi. W
związek z nim weszła zaraz po udziale w performansie Hermana Nitscha, jednego z
akcjonistów wiedeńskich. Jego akcje charakteryzowały się nawiązaniem do dawnych rytuałów, pełnych ekstazy i
szaleństwa. Nadzy performerzy obcowali w nich z krwią i ze zwierzęcym mięsem, w
scenerii kojarzącej się z czarnymi mszami. Abramović nie czuła tej estetyki ani
koncepcji, ponadto wolała tworzyć własną. Jednakże osobliwe akcje Nitscha i
związek z Lipsem w umyśle artystki połączyły się w inspirującą całość.
Thomas Lips trwał dwie godziny. Podczas niego artystka najpierw spożyła kilogram miodu
srebrną łyżką. W drugiej kolejności wypiła litr czerwonego wina wprost z
kryształowego kielicha. Czynności te wykonywała w wolnym tempie. Po wypiciu rozbiła
kieliszek. Wycięła sobie szramy na rękach, a na brzuchu pięcioramienną gwiazdę.
Dokładała kolejne porcje cierpienia. Naga, biczowała się, aż pryskała z niej
krew. Nie przestawała aż do momentu, kiedy przestała odczuwać ból. Opowiadała,
że czuła się, jakby przekroczyła ścianę cierpienia. Następnie położyła się na podłodze, na krzyżu
zbudowanym z bloków lodu. Wówczas opuszczono na nią grzejnik, wcześniej podwieszony
drutami u sufitu. Za przyczyną ciepła, które emitował, pocięty brzuch kobiety
nie przestawał krwawić. Ona sama leżała nieruchomo i oddychała najwolniej jak
umiała, poddając tylną część ciała działaniu przenikliwego zimna, a przednią - przeszywającego
ciepła.
Marina Abramović, Thomas Lips, 1975 r., źródło |
Publiczność
austriackiej galerii była obyta z przerażającymi
performansami akcjonistów wiedeńskich. Jednak akcja Abramović okazała się nawet
dla takich widzów zbyt drastyczna. Nie wytrzymali napięcia, jakie wytworzyła. Valie
Export, inna radykalna performerka, podbiegła do bałkańskiej artystki wraz z
kilkoma ludźmi. Otulili ją płaszczami i zabrali z lodu. Abramović znalazła się
w szpitalu, ale z powodu głębokiego nacięcia na dłoni, zrobionego kieliszkiem,
które koniecznie należało zszyć. Później opowiadała, że podczas akcji czerpała
tak intensywne doznania, że nawet nie zauważyła rozcięcia.
Niebezpieczny związek
Performerka była więc
gotowa na wszystko, kiedy w jej życiu pojawił się inny performer i fotograf,
o pseudonimie Ulay. Naprawdę nazywa się Frank
Uwe Laysiepen. Oboje urodzili się tego samego dnia i tego samego miesiąca,
mianowicie 30 listopada. Zostali partnerami w sztuce i w życiu na kilkanaście
lat. Dla Ulaya Marina porzuciła swojego ówczesnego męża. Zamieszkała z nową
miłością w Amsterdamie. Następnie zakupili starą furgonetkę, w której
podróżowali po świecie, jednocześnie mieszkając w niej. Zatrzymywali się, gdy
mieli zlecenie na występ w jakiejś galerii, niczym performerska trupa. Choć
żyli w biedzie i niewygodzie, Abramović wspomina ten czas jako niezwykle
szczęśliwy, a Ulaya jako największą miłość swojego życia.
W
tym czasie Ulay był wysokim, wyższym od Abramović, szczupłym mężczyzną, o
pociągłej twarzy, zwykle z lekkim zarostem bądź pozbawionej zarostu. O
spokojnym spojrzeniu błękitnych oczu i ciemnych włosach. Czasami oboje nosili
tak samo długie albo tak samo krótkie fryzury, jakby chcieli podkreślić swoje
szczególne powinowactwo i pewną androginiczność (posiadanie przez człowieka
zarówno męskich, jak i kobiecych cech). Ofiarowali publiczności ogień, który w sobie wzniecali. Np.
w Relacji w przestrzeni w 1976 r. rozpędzeni wpadali na siebie, zderzając ze
sobą coraz mocniej swoje nagie ciała.
W Wdech/wydech (1977 r. i 1978 r.) zbliżyli swoje usta tak, że wdychali nawzajem własne oddechy.
W Energii spoczynkowej z 1980 r. artystka ściskała w ręce łuk. Artysta, stojąc naprzeciwko niej, trzymał strzałę napiętą na cięciwie, skierowaną prosto w kochające go serce. Gdyby tylko puścił cięciwę, strzała zatopiłaby się w piersi Abramović.
Marina Abramović i Ulay, Relacja w przestrzeni, 1976 r., źródło |
W Wdech/wydech (1977 r. i 1978 r.) zbliżyli swoje usta tak, że wdychali nawzajem własne oddechy.
Marina Abramović i Ulay, Wdech/wydech, 1977 r., źródło |
W Energii spoczynkowej z 1980 r. artystka ściskała w ręce łuk. Artysta, stojąc naprzeciwko niej, trzymał strzałę napiętą na cięciwie, skierowaną prosto w kochające go serce. Gdyby tylko puścił cięciwę, strzała zatopiłaby się w piersi Abramović.
Marina Abramović i Ulay, Energia spoczynkowa, 1980 r., źródło |
Akcje te
unaoczniały przyciąganie i odpychanie, namiętność, która może zamienić się w
nienawiść, czyli zjawiska charakterystyczne dla wielu relacji między kochankami.
Jednocześnie performanse zamieniały to, co intymne w związku w to, co wystawione
na pokaz. Choć i Abramović, i Ulay odgrywali w nich znaczące role, właśnie Abramović
skupiała na sobie większą uwagę kuratorów i mediów. Dlatego, że jej postawa
wobec sztuki była bardziej niezłomna niż postawa Ulaya. Relacja performerów zaczęła
się znacząco psuć po śmierci matki artysty. Wtedy zapragnął on większej
stabilizacji, ślubu i dzieci, których Abramović nigdy nie chciała mieć. Uważa
ona, że człowiek ma ograniczoną ilość energii, a dzieci zabrałyby jej energię potrzebną
do tworzenia. Ponadto Ulay zaczął ją zdradzać.
Kochankowie bez miłości (3)
(czas trwania 90 dni, 1988 r., Wielki Mur, Chiny)
Paradoksalnie, w
1988 r. władze Chin zgodziły się na akcję Kochankowie. Pierwotny scenariusz
zakładał, że Abramović i Ulay będą podążać z przeciwstawnych krańców Muru
Chińskiego, żeby w połowie drogi spotkać
się i wziąć ślub. Mimo zaistniałych sporów, nie zamierzali zrezygnować z tego,
o co zabiegali przez wiele lat, podczas bardzo trudnych negocjacji. Wykluczyli tylko
element ślubu.
Abramović postanowiła
podążać ku symbolicznemu zakończeniu relacji z Ulayem, konfrontując się z murem
i z samą sobą. Wieczorami wraz z obstawą
zatrzymywała się na wsiach lub w gospodach, ponieważ nie mogli rozbijać
obozowiska na murze. Wszystkie noclegi cechowała obskurność. Rano wędrowcy znów
wracali na mur. Mimo obstawy, przed Abramović i tak rozciągały się widoki
nieprzeznaczone dla oczu ludzi z zachodu. Widziała obszary, które skaziły
odpady radioaktywne, ludzi za karę przywiązanych do drzew i czekających na
śmierć, wilki zjadające martwe ciała.
Artystka poddawała
się wyczerpującej fizycznie i psychicznie wspinaczce, a najbardziej obawiała
się przepaści po obu stronach muru. Zdenerwowała się, gdy Ulay napisał, że dla
niego wędrówka jest całkiem przyjemna. Jednocześnie kobieta zaczęła żywić cichą
nadzieję, że uratują swój związek.
Spotkali się w
terminie, który zaplanowali, w czerwcu. Natomiast nie w miejscu, które zaplanowali,
czyli nie pośrodku Wielkiego Muru, a pomiędzy dwoma świątyniami. Ulay
postanowił tam zaczekać na Abramović, uznając, że obszar ten będzie bardziej malowniczo
prezentował się na fotografiach. Nie uzgodnił tego z artystką, ale ustąpiła mu.
Kiedy się spotkali, uścisnęli się. Nie jak kochankowie, tylko jak przyjaciele. Okazało się, że Ulay zdradził Marinę także z chińską tłumaczką, która zaszła z nim w ciążę.
Marina Abramović i Ulay, Kochankowie, 1988 r., źródło |
Kiedy się spotkali, uścisnęli się. Nie jak kochankowie, tylko jak przyjaciele. Okazało się, że Ulay zdradził Marinę także z chińską tłumaczką, która zaszła z nim w ciążę.
Kochanek,
współpracownik, „bliźniak” Abramović, jak go nazywała, odszedł na dobre,
zostawiając po sobie rozdzierające cierpienie. Artystka musiała się pozbierać.
Określić na nowo siebie, swoje życie i rzecz jasna swoją sztukę, z której nie
zamierzała rezygnować. Zaczęła włączać w performanse fotografie i instalacje
wideo. Jej akcje nabrały większej
teatralności. Zarabiała coraz więcej, w tym na sprzedaży zdjęć dokumentujących
jej dawne działania. Odkryła świat wielkiej mody i wielkich projektantów.
Bałkańska dusza. Bałkański barok (4)
(czas trwania 4
dni po 6 godzin, 1997 r., Wenecja, Włochy)
Ukoronowaniem
teatralności sztuki Abramović był Bałkański barok, performans, który pokazała
na Biennale w Wenecji w 1997 r. Tytuł
nie wiązał się z epoką baroku, ale z barokowością rozumianą jako nadmiar,
gwałtowność, szaleńczość. Zdaniem Abramović taka barokowość cechuje bałkańską
duszę. W niniejszym performansie artystka nawiązała do wojny domowej toczącej
się na Bałkanach w latach 1992-1995. Bardzo krwawego konfliktu, wskutek którego
ucierpiała również ludność cywilna. Jednakże poprzez Bałkański barok pragnęła
i ogólniej odnieść się do wojny jako takiej.
Tym
razem performerka znajdowała się w piwnicy jednego z weneckich pawilonów,
ubrana w długą, białą suknię. Siedziała na ogromnej stercie krowich kości. Na
spodzie znajdowało się pięćset czystych kości, a na wierzchu dwa tysiące
zakrwawionych, które miały na sobie resztki mięsa i chrząstek. Cztery dni, po
sześć godzin każdego dnia, Abramović zajmowała się czyszczeniem kości z
resztek.
W pobliżu makabrycznej sterty, na której siedziała, znajdowały się trzy ekrany. Na
dwóch wyświetlano portrety rodziców artystki. Pochodziły one z wywiadów,
których wcześniej jej udzielili. Matka, z upiętymi do góry włosami, w golfie i
marynarce, z lekkim półuśmiechem, składała pomarszczone, żylaste dłonie na
sercu, a następnie zasłaniała nimi usta. Ojciec, o twarzy mocno poznaczonej
zmarszczkami, ciężkich powiekach, w białej koszuli z krawatem i swetrze,
wymachiwał pistoletem.
Na trzecim ekranie pokazywano film z samą Abramović. Występowała na nim w laboratoryjnym kitlu, topornych butach i w okularach niczym naukowiec. Przedstawiała widzom opowieść o wilczym szczurze, czyli okrutnej metodzie szczurołapów. Pozwala ona uśmiercać szczury dzięki podstępnemu zwróceniu ich natury przeciw nim samym, co sprawia, że zabijają inne osobniki. Historia ta przywodzi na myśl bratobójczą walkę podczas wojny. Następnie, kontrastowo wobec zakończonej opowieści, artystka patrzyła w kamerę uwodzicielskim wzrokiem. Zdejmowała okulary i fartuch. Pod nim miała czarną halkę. Ekspresyjnie, seksownie tańczyła do skocznego rytmu serbskiej melodii ludowej, energicznie wymachując przy tym czerwoną jedwabną chusteczką. Tak zachowują się tancerki w jugosłowiańskich lokalach i lokalikach przeznaczonych głównie dla mężczyzn. Bałkański barok miał polegać bowiem na splataniu się namiętności z grozą.
Na trzecim ekranie pokazywano film z samą Abramović. Występowała na nim w laboratoryjnym kitlu, topornych butach i w okularach niczym naukowiec. Przedstawiała widzom opowieść o wilczym szczurze, czyli okrutnej metodzie szczurołapów. Pozwala ona uśmiercać szczury dzięki podstępnemu zwróceniu ich natury przeciw nim samym, co sprawia, że zabijają inne osobniki. Historia ta przywodzi na myśl bratobójczą walkę podczas wojny. Następnie, kontrastowo wobec zakończonej opowieści, artystka patrzyła w kamerę uwodzicielskim wzrokiem. Zdejmowała okulary i fartuch. Pod nim miała czarną halkę. Ekspresyjnie, seksownie tańczyła do skocznego rytmu serbskiej melodii ludowej, energicznie wymachując przy tym czerwoną jedwabną chusteczką. Tak zachowują się tancerki w jugosłowiańskich lokalach i lokalikach przeznaczonych głównie dla mężczyzn. Bałkański barok miał polegać bowiem na splataniu się namiętności z grozą.
Podczas
projekcji filmów, prawdziwa artystka
ciągle siedziała na stercie kości i je obierała, w zabrudzonej już krwią sukni.
Trwało upalne włoskie lato, pomieszczenie nie posiadało klimatyzacji, więc mięso szybko zaczęło się psuć i wydzielać odór podobny ciałom gnijącym na polu bitwy. Pojawiły się na nim larwy. Abramović płakała i śpiewała jugosłowiańskie piosenki, poznane w dzieciństwie. Mimo całej ohydy, do pawilonu przybywali ciekawscy widzowie, chłonąc horror, który się tam rozgrywał.
Marina Abramović, Bałkański barok, 1997 r., źródło |
Trwało upalne włoskie lato, pomieszczenie nie posiadało klimatyzacji, więc mięso szybko zaczęło się psuć i wydzielać odór podobny ciałom gnijącym na polu bitwy. Pojawiły się na nim larwy. Abramović płakała i śpiewała jugosłowiańskie piosenki, poznane w dzieciństwie. Mimo całej ohydy, do pawilonu przybywali ciekawscy widzowie, chłonąc horror, który się tam rozgrywał.
Performerka
po powrocie do mieszkania, które wynajmowała, każdego dnia próbowała pozbyć się
z ciała obrzydliwego zapachu, którym przesiąkało ono w piwnicy. Jednak po
trzecim dniu performansu nie udało się jej go zmyć. W tym samym czasie
dowiedziała się, że zdobyła nagrodę Złotego Lwa dla najlepszego artysty na
Biennale. Podczas wręczania statuetki powiedziała, że sztuka powinna zmieniać
mentalność, a sztuka oparta wyłącznie na estetyce jest niekompletna.
Ciekawym
jest, że artystka nie wystawiała pamiętnego performansu w jugosłowiańskim
pawilonie. Oficjalnym reprezentantem jej ojczyzny był inny, niekontrowersyjny twórca,
malujący pejzaże. Później kurator tegoż pawilonu prosił Abramović o wybaczenie.
Oko w oko. Artystka obecna (5)
(czas trwania 3 miesiące, 2010 r., Museum of Modern Art,
Nowy Jork, Stany Zjednoczone)
Od
Biennale kariera performerki wciąż szybowała, aż do momentu, gdy stała się ona gwiazdą
świata sztuki, a nawet pop kultury. Miało to miejsce dzięki retrospektywnej
wystawie w Museum of Modern Art w Nowym Jorku w 2010 r. Choć młodzi performerzy
odtwarzali na żywo wybrane akcje Abramović, gwoździem programu była… sama Abramović.
Performans Artystka obecna, na który się zdecydowała, nawiązywał do wspólnej akcji z
Ulayem z lat 80., z cyklu Przeprawa przez morze nocy. Podczas niej twórcy mieli
siedzieć naprzeciwko siebie przez szesnaście dni, siedem godzin na dzień, nieruchomi,
patrząc sobie prosto w oczy. Widzowie chłonęli naelektryzowaną atmosferę, która
wytwarzała się na styku ich spojrzeń. Performans przerwał Ulay, nie wytrzymując
fizycznie tylu godzin spoczynku na krześle. Abramović sama uparcie kontynuowała
akcję.
W Artystce obecnej performerka założyła sobie, że spędzi unieruchomiona w
pozycji siedzącej trzy miesiące, w godzinach otwarcia wystawy. Przygotowała
trzy suknie: czerwoną, dodającą energii, niebieską, uspokajającą i białą,
symbolizującą czystość. Zasiadała w jednej z nich za stołem. Naprzeciwko niej
mógł usiąść każdy chętny widz, żeby nawiązać z nią kontakt wzrokowy. Rozmowa
czy kontakt fizyczny nie wchodziły w grę.
Marina Abramović, Artystka obecna, 2010 r., fot. Shelby Lessig, źródło |
Abramović,
żeby poradzić sobie z obciążeniami, których wymagała od niej akcja, przygotowywała
swój organizm przez rok, pod okiem specjalistki od medycyny naturalnej i
homeopatii. W Artystce obecnej wykorzystała także swoje upodobanie do
praktyk medytacyjnych, w których brała udział m.in. w buddyjskich ośrodkach.
Ludzie,
którzy siadywali naprzeciw performerki, doświadczali w bezpośrednim, milczącym
kontakcie z Abramović silnych emocji, przyprawiających ich o łzy. Te łzy mówiły
wszystko. Twórczyni stała się dla wielu zwiedzających lustrem, dzięki któremu
zatrzymali się i w którym ujrzeli własne dogłębnie skrywane uczucia. Akcja
uświadamiała, że w czasach zagęszczenia
wirtualnych kontaktów, człowiek potrzebuje nawiązać relację realną,
bezpośrednią, empatyczną. Po każdym takim kontakcie artystka zamykała powieki,
żeby móc na chwilę się wyłączyć, wyczyścić pole energetyczne. Kiedy je
otwierała przed kolejną osobą, stawała się znów obecna, tylko i wyłącznie dla
niej. To poruszało wielu, każdego dnia.
Abramović uzmysłowiła sobie, że i ona otrzymuje energię od człowieka zasiadającego za stołem. Ona pozostawała przy niej nawet, kiedy ten człowiek odchodził. Po dwóch miesiącach artystka poprosiła, żeby usunąć stół. Pozbawiony takiej bariery kontakt z widzem cechował się jeszcze większą magnetyczną siłą.
Wystawa
okazała się hitem. Przez muzeum przewinęło się około osiemset pięćdziesiąt
tysięcy zwiedzających. Pojawili się także ludzie znani: m.in. Lou Reed, Björk,
James Franco, Sharon Stone. Przed gmachem tworzyły się długie kolejki chętnych.
Ludzie ustawiali się w nich już nocą, byle następnego dnia udało im się usiąść
naprzeciw artystki. Do tego projekt ściągnął wszelkiej maści szaleńców i
niespełnionych artystów, którzy pragnęli zaistnieć. Nad bezpieczeństwem
Abramović i publiczności nieustannie czuwała ochrona, która interweniowała,
kiedy tylko wymagała tego sytuacja.
Natomiast
artystka raz złamała swoje postanowienie. Mianowicie poruszyła się. Wtedy,
kiedy po drugiej stronie zasiadł nie kto inny, a Ulay. Wyciągnęła do niego
ręce, a on do niej. Zatrzymali dłonie w uścisku i oboje się popłakali.
O wystawie
opowiada film amerykańskiego reżysera, Matthew Akersa, uwzględniający także
tematykę wcześniejszej działalności Abramović. Produkcja ta znacząco przyczyniła
się do rozsławienia jej twórczości.
Performans aż do grobowej deski
Trudno powiedzieć,
gdzie przebiega granica między Mariną Abramović jako osobą a stworzoną przez
nią kreacją artystyczną. W pełni oddana sztuce kobieta, która obecnie z zapałem
tworzy własny instytut performansu, zaplanowała
performans nawet na własnym pogrzebie. Już zarządziła, żeby znalazły się na nim
trzy trumny. Zostaną pochowane w trzech miastach, z którymi ona czuje
najmocniejszy związek: w Belgradzie, Amsterdamie i Nowym Jorku. Nikt nie będzie
wiedział, w której trumnie, w którym z miast znajduje się jej ciało. Z trzema
trumnami powiązana jest symbolika potrójnej osobowości performerki. Odważna nie
boi się bólu. Uduchowiona słucha głosu przywódców duchowych i wczuwa się w
energię świata. Grubiańska żywi się jedzeniem opływającym tłuszczem i opowiada
sprośne dowcipy. Jednak każda niesie w sobie pewną siłę.
Niniejszy tekst znalazł się w albumie tematycznym, który przygotowałam w ramach współpracy ze Stowarzyszeniem De Facto, udostępniającym dzieła kultury osobom niewidomym i słabowidzącym. Jego działalność możecie śledzić na stronie https://www.defacto.org.pl/index2.html i https://www.facebook.com/StowarzyszenieDeFacto/. Dziękuję Stowarzyszeniu za możliwość zamieszczenia tekstu na moim blogu.
Bibliografia
Abramović
Marina, Marina Abramović: Kończysz tworzyć dopiero, gdy umierasz, rozm. przepr. E. Jankowska, http://kobieta.gazeta.pl/kobieta/1,107881,24505873,marina-abramovic-konczysz-tworzyc-dopiero-gdy-umierasz.html
[17 maja 2019].
Abramović Marina, Kaplan James, Pokonać mur. Wspomnienia, przeł. A. Bernaczyk i M. Hermanowska, Poznań 2018.
Abramović Marina, Kaplan James, Pokonać mur. Wspomnienia, przeł. A. Bernaczyk i M. Hermanowska, Poznań 2018.
Akers
Matthew, Marina Abramović: artystka
obecna, Stowarzyszenie Nowe Horyzonty, USA 2012.
Bollin Przemysław, Marina Abramović: gdy ryzykuję, na nic się nie oglądam, https://kultura.onet.pl/sztuka/marina-abramovic-gdy-ryzykuje-na-nic-sie-nie-ogladam/p2lwve2 [17 maja 2019].
Bollin Przemysław, Marina Abramović: gdy ryzykuję, na nic się nie oglądam, https://kultura.onet.pl/sztuka/marina-abramovic-gdy-ryzykuje-na-nic-sie-nie-ogladam/p2lwve2 [17 maja 2019].
Czyńska
Małgorzata, Biografia i sztuka Mariny
Abramović stanowią wspaniały materiał dla psychoanalityka, „Harper’s
Bazaar”,
https://www.harpersbazaar.pl/kultura/5373/biografia-i-sztuka-mariny-abramovic-stanowia-fantastyczny-material-dla-psychoanalityka
[17 maja 2019].
Delikta
Wojciech, Marina Abramović nie boi się
niczego, „Vogue”,
https://www.vogue.pl/a/marina-abramovic-nie-boi-sie-niczego [17 maja 2019].
Reiter Paulina, Marina
Abramović zaplanowała swój ostatni performance. Trumny będą trzy. Nikt nie
będzie wiedział, w której jest ciało, „Wysokie Obcasy Extra”, http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/7,152731,24522909,marina-abramovic-zaplanowala-swoj-ostatni-performance-trumny.html
[17 maja 2019].
Wachowski Jacek, Performans, Gdańsk 2011.
Wrona Tomasz Marcin, Majda Aleksandra Kłuli ją szpilkami, przecięli skalpelem. <<Zrozumiałam, że publiczność może zabić>>, „Magazyn TVN24”, https://www.tvn24.pl/magazyn-tvn24/kluli-ja-szpilkami-przecieli-skalpelem-zrozumialam-ze-publicznosc-moze-zabic,202,3523 [17 maja 2019].
Wrona Tomasz Marcin, Majda Aleksandra Kłuli ją szpilkami, przecięli skalpelem. <<Zrozumiałam, że publiczność może zabić>>, „Magazyn TVN24”, https://www.tvn24.pl/magazyn-tvn24/kluli-ja-szpilkami-przecieli-skalpelem-zrozumialam-ze-publicznosc-moze-zabic,202,3523 [17 maja 2019].
Niesamowita artystka..
OdpowiedzUsuńWłaściwie legenda za życia :).
UsuńŁeee, a myślałem, że zobaczę jakieś podwieszone na sznurach dzieci w czerwonych bucikach
OdpowiedzUsuńA tu niespodzianka...
Usuń