![]() |
źródło |
Zobaczyłam tę fotografię i zakochałam się w niej.
Spodobał mi się pomysł autora, kolory, tatuaże modelki, przewrotny humor. Wszystkie
elementy grają ze sobą. Zdjęcie jest oszczędne kompozycyjnie, lecz dzięki
wzorom i wymowie - upojne. To określenie wiąże się z nadmiarem. Można je też rozumieć jako przesyt wrażeń, doznań, obrazów.
Skończyłam czytać Generała w labiryncie Gabriela Garcii Marqueza, czyli opowieść
o ostatnich miesiącach życia Simona
Bolivara. Wycieńczony fizycznie i psychicznie bohater musi pogodzić się ze
stanem swojego organizmu. Chudnie, ma ataki uporczywego kaszlu, problemy
żołądkowe, cierpi na bezsenność. Odgania lekarzy i niechętnie daje sobie
pomagać. Zachowuje siłę ducha i godność w każdej sytuacji, nawet, gdy na jego oczach rozpadają się dzieła i plany, jakie poczynił.
W swojej podróży ku
krańcowi życia wspomina towarzyszy broni, przyjaciół, kochanki i wrogów. Odwiedza
miejsca kampanii wojennych, zwycięstw i klęsk. Państwa, którym zapewnił
niepodległość, pogrążają się w chaosie. Niepokorną osobowość, odważnego stratega
i kreatora dosięga przymus pogodzenia się z nieuchronnością losu i niespodziankami,
jakie ten kolejny raz mu przyszykował. Raz się im poddaje, by za chwilę znów
walczyć. Nadzieja opuszcza go w ostatniej chwili i wtedy wstrząsa nim „(…)
oślepiająca, objawiona przed chwilą prawda, że szaleńcze miotanie się między
chorobą a złudnymi marzeniami dobiega właśnie kresu. Reszta była ciemnością”.
Cały proces odchodzenia Bolivara jest równie przejmujący, jak te zdania.
Marquez skupił się nie tylko na psychologii postaci.
Bardzo spodobały mi się opisy scenerii, egzotycznej natury, które nie wdzierały
się namolnie w akcję i nie zatrzymywały jej. Były nieodłącznym elementem
powieści, dodawały jej smaku.
![]() |
Wybrałam tę okładkę jako ilustrację, bo ma surrealistyczne cechy (źródło) |
Takie lektury budzą wiele wzruszeń, ale też lęk przed tym, co nieuchronne i przed bezsilnością różnego rodzaju, nie tylko tą ostateczną. Jeżeli dzieło mnie nie poruszy dogłębnie, nie walnie mną o podłogę – jestem chora, a do tego znudzona. Kiedy poruszy i walnie – też jestem chora, ale wtedy chociaż nie stoję w miejscu.
Tęsknię za zielenią. By wpis nie był zbyt smutny,
przyda mu się niepoważna towarzyszka, wycinanka. Poprawiła mi humor, gdy ją
tworzyłam:
Kiedy tak
sobie żeglujemy po różnych krainach, pokażę Wam moje symbole odchodzenia
„starego” i witania „nowego”. 31 grudnia 2013 roku zapełniłam ostatnią kartkę kolejnego Dziennika. Napis z jego okładki: „Jeśli pożeglujesz pod wiatr,
popłyniesz pod prąd, to uwierzysz w niemożliwe!” dodawał mi sił przez wiele
miesięcy. Z dniem 1 stycznia 2014 roku w moje życie wszedł nowy zeszyt.
Przy
wybieraniu notatnika na zapiski zdaję się na impuls, nie zastanawiam się zbyt
długo. Dopiero, gdy wróciłam z przedświątecznych zakupów, porównałam obie
okładki: na jednej płynął statek, na drugiej widać port. Czary-mary! Mówiłam już, że intuicja
to dobry doradca?
Kolejny port przed nami, burze i piraci nam niestraszni, czyli płyniemy w 2014, ahoj!
ARAaaa - patrząc na pierwsze zdjęcie poczułem się jak w klatce z papugami... ;-)
OdpowiedzUsuńNominuję ten mebel do tytułu najbardziej papuziej kanapy świata :)
UsuńTo pierwsze zdjęcie jest świetne!
OdpowiedzUsuńI nie da się od niego oderwać oczu ;)
Usuń