3/21/2017

Królowa ludzkich serc i siekiera


W niedzielę przechadzałam się po pchlim targu. Pardon, Ogólnopolskiej Giełdzie Rzeczy Dawnych i Osobliwości w Łodzi. Słuchajcie, surrealiści by tam oszaleli. Wszak uwielbiali niezwykłe zestawienia przedmiotów. Opiewali i stawiali za wzór spotkanie maszyny do szycia i parasola na stole sekcyjnym. Wzięli je z Pieśni Maldorora autorstwa Lautréamonta (czyli Isidore’a Ducasse’a). W nich roi się od psychodelicznych obrazów. Myślę, że spotkanie Królowej ludzkich serc z siekierą, porożami i całą resztą, które uwieczniłam, również urzekłoby surrealistów. Mnie ono przypadło do serca, a jakże.


Z mojej relacji dowiecie się, jakie jeszcze zebrania i narady odbywały się na giełdzie. Co prawda tylko na zwyczajnych stołach albo na podłodze.  

Od progu odwiedzających witał „magik” przypominający wodzireja z dansingu w Ciechocinku. Sprzedawał zestawy do sztuczek. Publiczności, zwykle dziecięcej, mu nie brakowało. Sceny z pootwieranymi buziami skojarzyły mi się z obrazem Hieronima Boscha Kuglarz.

Źródło

Idąc dalej, nie wiadomo było, na co patrzeć pośród rzędów obrazów i żyrandoli, stert naczyń, tłumów figurek, stosów książek, fotografii i plakatów, garści monet, odznaczeń i biżuterii. Sama prawie otworzyłam buzię. 




Trwały poważne dyskusje typu: „W którą stronę teraz?” i temu podobne dialogi:
- Proszę pani, za ile ta lampa?
- Trzysta pięćdziesiąt, bo nie ma tego… tego na górze. Jakby była kompletna, to by była za trzy tysiące.



Kiedy pokazałam matce zdjęcia, podsumowała je tak: „Wszystko w jednym flaku”. Mnie on się spodobał, ale zarazem myślałam o pierwszych właścicielach rzeczy, które w nim upchnięto. Czy byli do nich przywiązani? Jak to się stało, że trafiły od nich tutaj? Czy wiele pochodzi z szabru? Przez ile par rąk przeszły do tej pory? Do głowy przychodziły mi odpowiednio dramatyczne i romantyczne rozwiązania. 





Oto pamiątki po świecie, którego nie ma. To se ne vrati. Teraz jest czas na westchnienie. Ech! 



W pewnym momencie nie mogłam patrzeć na albumy porozkładane na stolikach. Sfotografowani ludzie też nie wrócą. Chyba, że... Na stoiska i pomiędzy nie, w czar i absurd wkradły się zjawy. Uhuuuu!

Bezpieczniejszym tematem są żywi. Pełni pasji, rozterkotani sprzedający i część odwiedzających zgrali się w swoich stylizacjach z niebanalnym asortymentem. Poza czerwoną marynarą kuglarza zapamiętałam kapelusze o kroju abażurów, skórzane kaszkiety, kolorowe muchy, kamizele w kratę, aksamitne, czarne pantofelki z puszkiem, których noski wysuwały się spod długiego, ciemnego płaszcza. Ze scenek rodzajowych nie zapomnę dwóch ludzi z zegarową szafą. Wynoszenie jej zgrabnie im szło. 

Mój prywatny Walenty dał się porwać nastrojowi i kupił szapoklak, czyli składany cylinder. Choć uważa, że jest to jeden ze skutków ześwirowania przy mnie. Będzie mógł go nosić na koncerty Pidżamy Porno. Czuć wspólnotę z wokalistą, który występuje w podobnym. 

Zgadaliśmy się z panią od żyrandoli, że takie bazary odbywają się co miesiąc w Spale. Trzeba tam jechać bez dwóch zdań. Ja w pantofelkach z puszkiem, żeby nie odstawać od reszty. Z precjozów porozkładanych na stolikach dostałam broszkę w kształcie mojego motywu przewodniego. Ona także może się przydać na taką i na wiele innych okazji.


Czego moja dusza zapragnęła, a nie otrzymała? Długich, cudzych listów, na które nigdzie nie trafiłam. Królowały pocztówki.

Tego samego dnia zajrzeliśmy do herbaciarni Niebieskie Migdały. Pomaszerowałam tam w szapoklaku i po drodze domagałam się zdjęcia przed Żabką. „Tak! Musi być tutaj. Musi. Na zasadzie kontrastu”.

Niedźwiedź w cylindrze. Tak majaczyłam na horyzoncie wiadomego sklepu

Sama herbaciarnia była podzielona na kilka pokoi, w układzie amfiladowym. Ten, w którym usiedliśmy, obwieszono fotografiami pochodzącymi być może z wiadomego targu. Pół żartem, pół serio nazwałam go „Izbą pamięci”. 

Zwróćcie uwagę na dbałość o każdy detal - serwetę na grzejniku

Wyposażenie całego lokalu mogłoby posłużyć do zilustrowania zagadnienia „Jak wykorzystać nabytki z giełdy staroci do urządzenia nawiedzonego, tzn. nastrojowego wnętrza”.


W pomieszczeniach panował półmrok. Tradycyjnie wyładowywał mi się aparat, któremu i tak wiele brakuje do doskonałości. Użycie lampy błyskowej więc odpadało. Stąd zdjęcia z „Izby pamięci” szumią. Jednak oddają ducha. Zresztą duch też musi się wyszumieć.

Dzień dodaję do udanych, ulubionych!

Fotografie, poza moimi w cylindrze, wykonałam ja. 

3 komentarze:

  1. Widać motywy krowie, sowie, motyle, gachowe - a kocie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Łukaszu, one są w lesie.

      Usuń
    2. No widzę właśnie, że w lesie - poszły się j.

      Usuń

Copyright © Marta Motyl