Miałam wyjątkową chrapkę na wystawę Polska – kraj
folkloru? w Zachęcie. Obejrzałam ją w listopadzie.
Prezentuje rysunki, plakaty, fotografie, rzeźby, tkaniny, ceramikę, meble, nagrania muzyczne i filmowe.
Wczoraj na moich stronach na Facebooku i Instagramie zamieściłam zdjęcie dzieł, które najbardziej wpadły
mi w oko. Były to „dywany” (tkaniny dwuosnowowe), które powstały przy współpracy plastyczki, Eleonory Plutyńskiej z
tkaczkami z Podlasia.
Urzekła mnie przede
wszystkim energia wprzęgnięta w powtarzalny rytm. Fotografia spotkała się z zainteresowaniem, więc uznałam, że pokażę
Wam jeszcze inne, z krótkim komentarzem. A gdy zaczęłam komentować, tak komentowałam, że powstał poniższy
wpis ;).
Organizatorzy ekspozycji
skoncentrowali się na drugim dnie chłopomanii w PRL-u, powiązaniach sztuki ludowej z socrealizmem, który wykorzystywał ją do
własnych celów. Rozśpiewane korowody
tancerek i tancerzy na oficjalnych imprezach, filmowane przez operatorów
PKF, zyskiwały szczególny wydźwięk propagandowy w
kraju, który miał być robotniczo-chłopski.
Po lewej fragment rzeźby Jana Ślusarczyka Oberek, po prawej fragment Regionów Polski Franciszka Masiaka |
Na pierwszym planie Oberek J. Ślusarczyka, w tle Kukułka Anny Wójcik - kurtyna przygotowana na IV Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów dla Pokoju i Przyjaźni w Bukareszcie |
Odpowiednio
wystylizowany folklor wysyłano również
na eksport.
Barwne druki offsetowe Jana Młodożeńca |
Teksty kuratorskie, towarzyszące prezentowanym
dziełom, kładą nacisk na dwulicowość władzy, która równocześnie niszczyła
naturalne zasoby wsi poprzez proces industrializacji. Z drugiej strony, to ona
otworzyła drogę chłopom do miasta i miastu do chłopów.
Kontekst polityczny i społeczny został
zaznaczony bardzo wyraźnie. W omówieniach towarzyszących dziełom w Zachęcie nie położono właściwej
wagi na same wartości artystyczne eksponatów: interesujące wykorzystywanie cech
folkloru przez profesjonalnych twórców, udane mariaże tradycji z nowoczesnością,
prostotę form zestawioną z intensywnością kolorów. Nie rozłożono na czynniki pierwsze
witalności pokazanych prac. Być może do pewnych wniosków zwiedzający ma dotrzeć
sam. Mimo ponurego tła ideologicznego te dzieła są jak najbardziej warte
docenienia!
Niestety, nie można było fotografować części ekspozycji poświęconej dokonaniom niezależnych prymitywistów, artystów niewykształconych, ale szczerych w swoich działaniach. Ekspresyjnych naturalną ekspresją, wyrażających liryzm bez znajomości poezji. W PRL-u ich dzieła były prezentowane w galeriach i pieczołowicie katalogowane. Nic jednak ich nie okiełznało. Rzeźbom wychylającym nosy z otwartej szafy, świątkom i demonom blisko jest do przedmiotów magicznych. Dalej pokazuję Wam dwa zdjęcia dostępne na stronie galerii .
Niestety, nie można było fotografować części ekspozycji poświęconej dokonaniom niezależnych prymitywistów, artystów niewykształconych, ale szczerych w swoich działaniach. Ekspresyjnych naturalną ekspresją, wyrażających liryzm bez znajomości poezji. W PRL-u ich dzieła były prezentowane w galeriach i pieczołowicie katalogowane. Nic jednak ich nie okiełznało. Rzeźbom wychylającym nosy z otwartej szafy, świątkom i demonom blisko jest do przedmiotów magicznych. Dalej pokazuję Wam dwa zdjęcia dostępne na stronie galerii .
Fot. Marek Krzyżanek, źródło |
Fot. Marek Krzyżanek, źródło |
Brakowało mi również ukazania głosu
samych twórców i społeczeństwa – jak oni reagowali na wprzęgnięcie sztuki w
propagandę i dzieła tego typu? Wielkim nieobecnym tej wystawy jest dla mnie
jeden z moich ulubionych artystów, Władysław Hasior. Byłby ciekawym przykładem
twórcy z czasów PRL-u, który interpretował folklor na własny sposób i swobodnie
łączył go z awangardą, zachowując w pracach lirycznego ducha.
Wielkim plusem wystawy jest zaś
jej architektura. Tak pomysłowo i dynamicznie zorganizowaną ekspozycję aż
chce się zwiedzać. Eksponaty wydawały się grać, tak rytmicznie je pokazano. Nie
było dziur w narracji ani miejsca na nudę. Wspaniałe było np. zaprezentowanie krzeseł
i zydlów na specjalnej półce.
Rozmieszczenie naczyń na ścianie samo w sobie okazało
się ciekawą instalacją.
Mnie ta ekspozycja skłoniła do zastanowienia
się nie tylko nad dawnym wykorzystywaniem folkloru do celów władzy. Przecież od
kilku lat jesteśmy świadkami istnego boomu na sztukę ludową. Stosuje się ją w
celach dekoracyjnych, od ścian mieszkań po ścianki opakowań na okulary. Bardziej
popularne od tkanin dwuosnowowych są tkaniny T-shirtów z charakterystycznymi
motywami kwiatów. Dziś sztuka ludowa jest poddawana prawom innej władzy, władzy
komercjalizacji i handlu.
Z drugiej strony, w domach kultury
prowadzone są zajęcia z tradycyjnego haftu i innych gałęzi rzemiosła (ta idea
bardzo mi się podoba, choć sama do robótek mam dwie lewe ręce). Folklor nadal
inspiruje malarzy, czego dowodem jest np. twórczość Karoliny Matyjaszkowicz. Pisałam o niej w dwóch esejach: Surrealistyczna wycinanka i "W Kalejdoskopie". Byłam, jestem i pewnie będę fanką łączenia ludowości z awangardą oraz interpretowaniem i adaptowaniem jej w indywidualny sposób.
Sztuka ludowa jest więc podatna na
rozmaite działania i zarazem odporna, bo nikt nie zmieni na dobre jej sedna i sensu. Jej barwność i dynamika przebiją się przez ideologię. Kto chce, przez nitkę odprutą z T-shirtu dotrze do
kłębka ludowej tradycji.
P. S. To już ostatnie chwile na zwiedzanie wystawy, która jest czynna do 15 stycznia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz