Prowokacja
w sztuce przypomina morską falę — podmywa tradycję i ponosi
postęp, a później
rozbija sensację-rewelację o brzeg kolejnego patentu. Wszak sztuka
z założenia powinna pozostawać odkrywczą. Właśnie dzięki
prowokacji nie zatrzymuje się w miejscu, lecz pozostaje wartka i
żywotna.
Prowokacja
w sztuce przypomina również
rzekę — potrafi znaleźć sobie odpowiedni nurt twórczości,
żeby wypłynąć na swoje. Najbardziej jej przychylne okazały się
XIX- i XX-wieczne izmy,
od impresjonizmu po konceptualizm. Dzieła z tych dwóch
stuleci zdominują Sztukę
prowokowania.
Zostaną
w niej omówione
realizacje często gęsto będące pionierami innowacji. Rzucające publiczności
wyzwanie formą, treścią, nierzadko także sposobem wykonania.
Przedstawiające dotąd
nieprzedstawiane, podważające dotąd niepodważane, zestawiające
dotąd niezestawiane.
Dotąd
— czyli do swego powstania. Trafiały one i zatapiały
dotychczasowe przyzwyczajenia widzów.
Były piratami na wodach sztuki, chociaż nie rabowały skarbów,
a je ofiarowywały, między innymi w postaci bezcennych wrażeń. I
dzieliły się nimi nader rozrzutnie.
Pochylimy
się nad kwestią, dlaczego takie a nie inne wytwory bałamuciły i
bulwersowały odbiorców.
Czy ich autorzy grali na emocjach z premedytacją, czy przypadkowo?
Czy wreszcie: w jakich okolicznościach tworzył się zamęt na
spokojnych wodach, jaką zmianę obrazował, w jaki sposób
wpływał na dalsze dzieje sztuki?
Skandale
każdej maści stanowiły istotny przyczynek do stawania się owych
realizacji słynnymi, słynniejszymi,
najsłynniejszymi. Nieraz to dzięki aferom zyskiwały
rozpoznawalność i stawały się ikonami
kultury.
Prowokacja
uwieczniła dzieła, dzieła uwieczniły prowokację.
Dowiemy
się, za pomocą jakich sztuczek wcielała się ona w wiele odmian
sztuki. Bowiem jako główni
bohaterowie rozdziałów
wystąpią realizacje będące reprezentantami rożnych gatunków twórczości:
portretu, sceny rodzajowej, pejzażu, abstrakcji, i rożnych technik:
malarstwa, w tym ściennego,
fotografii czy ready
made.
Kolejność
dzieł jest nieprzypadkowa.
Słowo
„obraz” pochodzi z greki, od eikṓn,
ikona. W sensie teologicznym ikonę uprawomocnia wcielenie
Boga w człowieka, możliwe dzięki Matce Boskiej. Stąd wniosek, że
kobieta jest nosicielką obrazu w sensie ścisłym[1].
Zaczniemy więc przygodę z prowokowaniem od damskich wizerunków.
Wszystkie wybrane do książki przedstawiają kobietę jako swego
rodzaju lalkę, przeznaczoną głównie do seksualnego i artystycznego
użytkowania i ujmowania. Gwiazdę tak niejednej nocy, jak i
niejednego muzeum.
Maria
o cechach Barbie, w wizerunku której skrzydlate sacrum
łączy
się z rogatym profanum? Ależ
owszem, ależ tak. Melduje się Madonna
z Dzieciątkiem wśród Aniołów Jeana
Fouqueta, w całej krasie damy użyczającej świętości swojej
twarzy i ciała. Obraz jest pierwowzorem prowokacji, które
zestawiają sprawy boskie ze sprawkami seksu.
Pośród
najbardziej zasłużonych dla oburzania potomkiń Madonny
jest
także pani na buduarze, z
której
bezwstydem wojowano na paryskim Salonie parasolami. Do Olimpii
Édouarda
Maneta pozowała
kobieta, która
zmalowała niejedno, dosłownie, ponieważ własnym pędzlem.
W
olimpijskim środowisku na stałe urzędowały Atena, Afrodyta i
Hera. Na obrazie znów
oczekują sądu Parysa. Ponieważ tym razem znalazły się po drugiej
stronie potłuczonego lustra jako Panny
z Awinionu,
zamiast królewicza
wyrok wydaje malarz mający kobiety za boginie bądź za wycieraczki
— Pablo Picasso. To dzięki wdziękom Panien
zdobył
on szlify prowokatora.
Z
kobiecej mitologii czerpie również
anielskolica i perwersjogenna, upragniona i pragnąca Lolita — w
Sztuce
(post)konsumpcyjnej Natalii
LL. Które
z tych lalek miały kusić? Które
drwić z kuszenia? Niech dopowiedzą poświęcone im rozdziały.
Pod
ramię z Erosem uwielbia prowadzać się Tanatos. Nie dziwota więc,
że kolejna ikona sztuki prezentuje
ni to czaszkę, ni to embriona drżącego z przerażenia we wspólnym
rytmie z otoczeniem. Krzyk
Edvarda
Muncha nie ma sobie równych
w szokującej ekspresji. I stanowi łącznik między wizerunkami a
miejscami, ku którym
nas powiedzie.
Kiedy
niebo i morze zlewają się w jedno, odróżnić
je od siebie może tylko kula słońca. Patrzenie na
Impresję,
wschód słońca Claude’a
Moneta daje przyjemność, relaksuje i uspokaja, chociaż premierowe
wystawienie płótna
wywołało zgoła inne doznania. Przynajmniej według dominującej
narracji o wydarzeniu, którego
(o)bieg prześledzimy.
W
sztuce miejsce może oznaczać nie tylko pejzaż, lecz i przestrzeń,
w którą
trafia (bądź ma trafić)
dzieło. Zdarza się, że nie licząc przybranego kształtu i/lub
wyrazu, szokuje nieprzystawalnością do obszaru swojej ekspozycji.
Kiedy
nagusy i naguski poskręcane w fantazyjnych pozach orbitują po
ścianie papieskiej kaplicy jako
święci, oburzenie wiernych nie powinno dziwić. Lecz przecież nie
na taką ich reakcję liczył Michał
Anioł Buonarroti, gdy pokazywał światu swój
Sąd
Ostateczny.
Z
kolei Marcel Duchamp podniósł
rękę na jeszcze inną świętość. Dokonał sądu ostatecznego nad
sztuką jako taką, z tym że nie z boskim gniewem, ale z diabelską
ironią, posyłając na wystawę pisuar pod tytułem Fontanna.
Uczyniony artystycznym obiekt walczył decyzją gorszyciela o kartę
wstępu do świątyni sztuki. Na jego przykładzie poznamy od
wewnątrz mechanizmy prowokacji, która po wielu stopniach
doprowadziła Duchampa do celu.
Fontanna
bywa
interpretowana jako koniec sztuki. Podobnie traktuje się Czarny
kwadrat na
białym tle Kazimierza
Malewicza, bohatera
ostatniego
rozdziału. Nawiązuje on do tradycji ikony
i wciąż wytrąca z równowagi,
chociaż nie tymże nawiązaniem.
Zatrzymamy
się nad analizą każdego z wymienionych dzieł, żeby zachwycić
się nim (na nowo)
— albo nie zachwycić — ze świadomością wzbogaconą o intencje
autora i znaczenia, które dzieło niosło (i niesie nadal).
W
niektórych
rozdziałach zahaczymy o kwestie związane z problematyką
współczesną.
Będzie to możliwe
dzięki obecności w omawianych realizacjach ponadczasowych
archetypów.
Kierują one ku
aspektom związanym z psychologią, psychoanalizą, a także
feminizmem.
Każdą
prowokacyjną i ikoniczną pracę czyniła jedyną w swoim rodzaju
osoba autora. Żaden z
przywołanych w książce artystów
nie dotarł bowiem do swego opus
magnum znienacka.
Niezbędny okazał się zbiór
doświadczeń, twórczych
i życiowych, które
zbadamy.
Wykorzystam
więc prowokowanie jako motyw przewodni, łącznik między
rozdziałami książki i
pretekst do szerszej opowieści o określonym dziele i jego twórcy.
Ciekawe, do czego dzieło sprowokuje
Państwa?
Zapraszam do poznania książki bliżej! Jest dostępna w
księgarniach stacjonarnych i internetowych, m.in. tutaj:
https://bit.ly/3llvhP0.
Fotografie książki pochodzą od wydawnictwa Lira, a wykonał je Maciej Zienkiewicz.
Źródła
ilustracji:
domena
publiczna/Wikimedia Commons;
Museum
of Modern Art, New York, USA / © Succession Picasso/DACS,
London
2021 / Bridgeman Images;
Natalia
LL, Sztuka postkonsumpcyjna, 1975 r.,
dzieło
na licencji CC BY 3.0, nie dokonano w nim zmian.
[1] K. Przyłuska-Urbanowicz, Pupilla, Gdańsk 2014, s. 232.