W niedzielę przechadzałam się po pchlim targu. Pardon, Ogólnopolskiej Giełdzie Rzeczy
Dawnych i Osobliwości w Łodzi. Słuchajcie, surrealiści by tam oszaleli. Wszak uwielbiali
niezwykłe zestawienia przedmiotów. Opiewali i stawiali za wzór spotkanie maszyny do szycia i parasola na stole sekcyjnym. Wzięli je z Pieśni
Maldorora autorstwa Lautréamonta (czyli Isidore’a
Ducasse’a). W nich roi się od psychodelicznych obrazów. Myślę, że spotkanie Królowej ludzkich serc z siekierą, porożami i całą
resztą, które uwieczniłam, również urzekłoby surrealistów. Mnie ono przypadło do serca, a jakże.
Z mojej relacji dowiecie się, jakie jeszcze zebrania i narady odbywały się na giełdzie. Co prawda tylko na zwyczajnych stołach albo na podłodze.
Od progu
odwiedzających witał „magik” przypominający wodzireja z dansingu w Ciechocinku.
Sprzedawał zestawy do sztuczek. Publiczności, zwykle dziecięcej, mu nie
brakowało. Sceny z pootwieranymi buziami skojarzyły mi się z obrazem Hieronima Boscha Kuglarz.
Źródło |
Idąc dalej, nie wiadomo było, na co patrzeć pośród rzędów obrazów i żyrandoli, stert naczyń, tłumów figurek, stosów książek, fotografii i plakatów, garści monet, odznaczeń i biżuterii. Sama prawie otworzyłam buzię.
Trwały poważne dyskusje typu: „W którą stronę teraz?” i temu podobne dialogi:
- Proszę pani, za
ile ta lampa?
- Trzysta pięćdziesiąt,
bo nie ma tego… tego na górze. Jakby była kompletna, to by była za trzy tysiące.
Kiedy pokazałam
matce zdjęcia, podsumowała je tak: „Wszystko w jednym flaku”. Mnie on się spodobał, ale zarazem myślałam o pierwszych właścicielach rzeczy, które w nim upchnięto. Czy byli
do nich przywiązani? Jak to się stało, że trafiły od nich tutaj? Czy wiele pochodzi z szabru? Przez ile par
rąk przeszły do tej pory? Do głowy przychodziły mi odpowiednio dramatyczne i romantyczne rozwiązania.
Oto pamiątki po świecie, którego nie ma. To se ne vrati. Teraz jest czas na westchnienie. Ech!
W pewnym momencie nie
mogłam patrzeć na albumy porozkładane na stolikach. Sfotografowani ludzie też nie wrócą. Chyba, że... Na stoiska i pomiędzy nie, w czar i absurd wkradły się zjawy. Uhuuuu!
Bezpieczniejszym tematem są żywi. Pełni pasji, rozterkotani sprzedający i część odwiedzających zgrali się w swoich stylizacjach z niebanalnym asortymentem.
Poza czerwoną marynarą kuglarza zapamiętałam kapelusze o kroju abażurów, skórzane kaszkiety, kolorowe muchy, kamizele w kratę, aksamitne, czarne pantofelki z puszkiem, których noski wysuwały się
spod długiego, ciemnego płaszcza. Ze scenek rodzajowych nie zapomnę dwóch ludzi
z zegarową szafą. Wynoszenie
jej zgrabnie im szło.
Mój prywatny
Walenty dał się porwać nastrojowi i kupił szapoklak, czyli składany cylinder. Choć uważa, że jest to jeden ze skutków ześwirowania
przy mnie. Będzie mógł go nosić na koncerty Pidżamy Porno. Czuć wspólnotę z
wokalistą, który występuje w podobnym.
Zgadaliśmy się z panią od żyrandoli, że
takie bazary odbywają się co miesiąc w Spale. Trzeba tam jechać bez dwóch zdań.
Ja w pantofelkach z puszkiem, żeby nie odstawać od reszty. Z precjozów
porozkładanych na stolikach dostałam broszkę w kształcie mojego motywu przewodniego. Ona także może się przydać na taką i na wiele innych okazji.
Czego moja dusza zapragnęła, a nie otrzymała? Długich, cudzych listów, na które nigdzie nie trafiłam. Królowały pocztówki.
Tego samego dnia zajrzeliśmy do herbaciarni Niebieskie Migdały. Pomaszerowałam tam w szapoklaku i po drodze domagałam się zdjęcia przed Żabką. „Tak! Musi być tutaj. Musi. Na zasadzie
kontrastu”.
Niedźwiedź w cylindrze. Tak majaczyłam na horyzoncie wiadomego sklepu |
Sama herbaciarnia była
podzielona na kilka pokoi, w układzie amfiladowym. Ten, w którym usiedliśmy,
obwieszono fotografiami pochodzącymi być może z wiadomego targu. Pół żartem,
pół serio nazwałam go „Izbą pamięci”.
Zwróćcie uwagę na dbałość o każdy detal - serwetę na grzejniku |
Wyposażenie całego lokalu mogłoby posłużyć
do zilustrowania zagadnienia „Jak wykorzystać nabytki z giełdy staroci do urządzenia nawiedzonego, tzn. nastrojowego wnętrza”.
W pomieszczeniach panował
półmrok. Tradycyjnie wyładowywał mi się aparat, któremu i tak wiele brakuje do
doskonałości. Użycie lampy błyskowej więc odpadało. Stąd zdjęcia z „Izby
pamięci” szumią. Jednak oddają ducha. Zresztą duch też musi się wyszumieć.
Dzień dodaję do
udanych, ulubionych!
Fotografie, poza moimi w cylindrze, wykonałam ja.
Fotografie, poza moimi w cylindrze, wykonałam ja.
Widać motywy krowie, sowie, motyle, gachowe - a kocie?
OdpowiedzUsuńDrogi Łukaszu, one są w lesie.
UsuńNo widzę właśnie, że w lesie - poszły się j.
Usuń