Słowo za słowem,
zdanie za zdaniem, strona za stroną. Praca wre, żeby 15 lutego oddać w Wasze
ręce całkiem malowniczą, bardzo zmysłową i dość buntowniczą książkę (zamówienia możecie składać już teraz: http://bit.ly/2jwftq7). Kto skrycie marzył o wizycie w drukarni, a jeszcze nie miał okazji, tego zapraszam za
mną!
Ciekawe, czy te strony
są jeszcze ciepłe? Drukarnia
zawsze kojarzyła mi się z piekarnią. Jednych nęci zapach świeżych bułek, a
innych zapach świeżego tuszu ;)
Kolejne wyzwanie stanowi okładka.
A teraz niespodzianka!
Na wewnętrznej
stronie okładki będzie zdjęcie z akcentem w wiadomym kolorze. Skrzydlaty
tatuaż znalazł się na
plecach głównej postaci już w Odcieniach
czerwieni: „Wypełnione
misternym ażurem skrzydła rozciągały się aż na łopatki. Odwłok owada składały
się z małych kuleczek przypominających perełki. Ważka miała ludzkie dłonie z
długimi spiczastymi palcami. Wyciągała je w stronę szyi, jakby chcąc ją
podrapać”. Polatał tam i po innych opisach. W Mocy granatu również ma on swoje pięć minut.
Powtórzę: kto nie zna czerwieni, może zacząć przygodę z bohaterką-kusicielką od
granatu i nic się nie stanie :).
P. S. O tym, jak wyglądał
proces pisania Mocy..., czyli co wtedy czułam, jakie miałam zachciewajki, czego słuchałam,
przeczytacie we wpisie Kulisy papierowej ciąży.
Zdjęcia dzięki uprzejmości wydawnictwa Edipresse Książki. Dziękuję!
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMiło mi bardzo! Zapraszam do zaglądania na mojego bloga i do moich książek, może także odkryje Pan w nich coś fajnego ;). Pozdrawiam.
Usuń