10/18/2016

Kulisy papierowej ciąży


Wiele osób porównuje proces pracy nad książką do ciąży, a moment jej wydania do porodu. Choć nigdy wtedy nie usłyszałam „Przyj, przyj, przyj!” ani „Brawo, widać już główkę”, to coś w tym jest. Dotychczas każdą z moich powieści pisałam przez osiem-dziewięć miesięcy. Nie wiem, czy potrafiłabym dłużej tkwić w psychojazdach i sama nie zwariować. Obecnie kończy się moja trzecia ciąża. Dzieckiem jest kontynuacja Odcieni czerwieni.

Jak mi w tej ciąży (i poprzednich) bywało, dowiecie się z poniższego tekstu.

Ona nie chce być taka sama jak ja[1]

Przed stworzeniem danej historii mam komplet notatek. Czuję się naczyniem, pełnym doświadczonych przeze mnie i innych ludzi sytuacji, uczuć, zapamiętanych słów i snów, scen, obrazów, kadrów, piosenek itp. itd. Nie wiem, kto, co wybiera te elementy w potrzebnych proporcjach – ja czy opowieść? Ofiarowuję je jej często intuicyjnie, dokładam porcję wyobraźni ze sporą górką. Nawet najbardziej błahe wydarzenie, parę zdań podsłuchanych w sklepowej kolejce staje się nagle inspiracją dla fantazji albo brakującym puzzlem. Eureka!

Tym razem pory roku w książce przesuwały się prawie równocześnie z tymi za oknem. Akcja rozpoczyna się chłodnym przedwiośniem, a kończy późną jesienią, gdy w górach leży już śnieg. 

Snując historię, przeżywałam ją w pełni, cieszyłam się albo wyłam po kątach. Nie chciałam mieć wielu wrażeń z zewnątrz, żeby nie odciągały mnie od tych z niej.  Niestety zdarzało mi się wpełzać do skorupki i ledwo wystawiać stamtąd czułki.

Kolaż mojego autorstwa

Kiedy zaczynam wypowiadać się głosem głównej bohaterki, w tym przypadku - Magdy, mam zakodowaną naszą odrębność. Najpierw ona mówi pod moje dyktando. Powoli zbliżam się do niej coraz bardziej. Nasze głosy stapiają się.

Kadr z teledysku https://www.youtube.com/watch?v=uEyyVJD4-9I 

I Magda zaczyna mną rządzić, pochłaniać dla siebie moją energię. Ile jej się podoba, bez oszczędzania, dniami, nocami. Chciwie zabiera wszystko z naczynia.

Pisanie jest grą w ciepło-zimno. Najpierw trwa mocne przeżywanie, a potem redaguję tekst z dystansem. Kiedy rozdział jest gotowy, raz po raz zastanawiam się, czy wszystko w nim gra i trąbi. Wyznaczam sobie deadline, żeby nie poprawiać go w nieskończoność, a tym samym nie przesadzić i niczego nie zepsuć. Trzymam się planu, choćby waliło się i paliło. Bardzo dziękuję mojej Konsultantce, która na bieżąco czytała każdy świeży rozdział i pokrzepiała autorkę :).

Wartki i zwarty tekst sprawia, że cała jestem w skowronkach. Jeśli stawia mi opór, dorównuję chmurze burzowej. Skowronki piorun trzaska. Emocje wypisane i te z procesu pisania pewnie wpływają na siebie.

Mocno jednak wierzę w intuicję podczas tworzenia, poddanie się tym prądom energetycznym.

Najbardziej obawiałam się, czy na pewno starczy mi odwagi. Bez niej nie da się wejść w rytm opowieści, przede wszystkim scen pościelowych. Pragnęłam, żeby one były mocniejsze niż w Odcieniach... Starałam się równocześnie pogłębiać własną odwagę i zmysłowość scen. Chodziło mi o to, żeby kolejne doświadczenia głównej bohaterki wpadały do oka i ucha, podrażniały nos, podsuwały smaki, przyprawiały o gęsią skórkę, dawały przyjemność i odrazę. Sami ocenicie efekty :).

Zachciewajki

Na początku pracy nad kontynuacją nie miałam zachciewajek. Ot, zwyczajowo gromadziłam na biurku kolejne kubki po kawie i herbacie. Taki tam typ zegara biurkowego. Zachciewajki  pojawiły się mniej więcej po trzecim rozdziale. Oczywiście na wszystko, co tłuste, słodkie i niezdrowe. Od czasu do czasu wspierały mnie pizza (ma nieocenione, ociekające serem zasługi), cheeseburger, czekolada, lody. Tłumaczyłam się, że one są „dla prozy” i popijałam tę myśl colą, żeby nie robić następnej kawy i nie chodzić na rzęsach. Raz wielkiej pomocy udzieliło mi cygaro, ale jako nagroda za rozdział czwarty i piąty

Pstrykałam i kolażowałam ja

Przy układaniu ostatnich zdań ostatniego rozdziału odpalałam papierosa od papierosa, choć palaczką nie jestem. Alkoholu nie piję przy samym pisaniu, jeśli już - wolę pod koniec dnia :). Najbardziej smakowało mi czerwone wino. Na szczęście takiej ciąży używki nie szkodzą ;).

Zachciewajki spotęgowały się w tym miesiącu. Wpadłam na pomysł, żeby zjeść tort przekładany puszystym kremem truskawkowym. Koniecznie lekko kwaśnym. Przegryzać kawałki ciasta śledziem w śmietanie według najlepszych zwyczajów żywieniowych :).  Zrezygnowałam. Bywa.

Do grającej szafy grosik wrzuć[2]

Muzyka podczas pisania? Jestem na tak. Namuzowywuje, umila czas, dodaje otuchy. Słucham jej w trakcie przepisywania notatek, wymyślania scen, nanoszenia do Worda poprawek dokonanych na wydrukowanym tekście (w takiej formie widzę więcej). Tym razem najczęściej włączałam Sexwitch i dymiłam do tego kadzidłem.


Gdy czuję, że muszę być szczególnie skupiona, wolę ciszę. Tylko słowa mają mi grać w głowie.

Obok muzyki moimi sposobami na podkręcanie kreatywności i relaks są: bieganie,  gadanie (od razu dziękuję tym, którzy chcieli go słuchać :)), wycinanki, fotografowanie i pozowanie do fotografii. Efekty sesji zobaczycie we wpisach Jak Motyl fruwał w tiulach i koronkach, Ucieczka z domu wspomnień i Cygańska jesień.

Kolejny mój kolaż

Jedno ze zdjęć, które zrobiłam


Kostiumy

Jeśli chodzi o strój do pisania, bardzo polubiłam za duży, czarny, powyciągany sweter. W ogóle pod rękę podchodziły mi ubrania oversize. Dawały poczucie bezpieczeństwa. Ale czasami specjalnie siadałam do biurka w sukience i  mocnym makijażu. Np. kiedy bohaterka szła na łowy, musiałam się przygotować. Jak w swetrzysku robić udane łowy?

Zostaw to na trochę. NIE!

W trakcie pracy odpoczywałam, jasne. Nie dotykałam się wtedy do folderu z powieścią. Czasami przez całe dwa dni, ha, ha :). Uważam, że jest czas życia i czas pisania. Trzeba pisać na całego. Kiedy się temu nie poddaję w pełni, nie czuję efektu ani satysfakcji. Nie wiem, czy moje nastawienie się zmieni. Wolę stukać w klawiaturę przez kilka intensywnych miesięcy niż by pisanie wlekło się jak tasiemiec, a mnie zawlekło nie wiadomo gdzie. Kiedy kończę powieść, po prostu przecinam pępowinę z narratorką. Przestaję tyle płakać. Odstawiam zachciewajki, nie potrzebuję ich.

Moje podejście oddają kolejne zeszyty, w których prowadzę z jednej strony dziennik, a z drugiej notatki do tekstów. Jeśli druga połowa zeszytu jest obszerniejsza, przeglądając go po czasie od razu wiem, że w tych miesiącach pracowałam nad książką.

Obecnie biorę się za czytanie całości, co już nie wymaga nerwówy. Przynajmniej mam nadzieję, że mnie zostawiła i nie dopadnie. Czuję się opróżnionym naczyniem i trochę ogarnia mnie melancholia. Nie tak łatwo jest znów wejść w tryb własnego życia i od nowa napełniać naczynie. Szczerze mówiąc, czasami rozwiązuję sobie zagadki typu kim właściwie jestem, do kogo teraz wracam.

Fot. ja

Hip, hip, hurra!

Cała praca nad powieścią daje mi niesłychaną satysfakcję,  gdy tekst wychodzi ode mnie dalej. Lubię poprawianie go z redaktorką (udoskonalanie pod fachowym okiem jest niebem dla perfekcjonistki), propozycje okładki, rozmowy o promocji. Gdy po kilku miesiącach odchylam okładkę, przerzucam kartki, ogarnia mnie wielkie wzruszenie i znów chce mi się płakać, ale ze szczęścia. A kiedy powieść trafia w Wasze ręce, w tyle różnych par rąk i jest odzew, to wtedy dopiero żyć nie umierać! 


Jestem bardzo zadowolona, jeśli tekst działa na Wasze uczucia i powoduje żywą reakcję. Wtedy wiem, że warto było podjąć cały wysiłek, przetrwać huśtawki nastrojów, wszelkie chwile zwątpienia. Trudniejsze momenty z czasu pisania puszczam w niepamięć. Na przykład dziś zupełnie nie pamiętam momentów załamania nad Odcieniami… i KochAną. Emocje po wydaniu zdecydowanie je przyćmiły.



[1] Sylwia Grzeszczak, Tamta dziewczyna, www.tekstowo.pl/piosenka,sylwia_grzeszczak,tamta_dziewczyna.html
[2] Maria Koterbska, Do grającej szafy grosik wrzuć, www.tekstowo.pl/piosenka,maria_koterbska,do_grajacej_szafy_grosik_wrzuc.html

4 komentarze:

  1. Fascynujący wpis. Twój sposób tworzenia przypomina trochę mój własny świat, ale na większą skalę. Z tym cygarem... to musiały być naprawdę nieziemskie dwa rozdziały, skoro taka nagroda... Bardzo jestem ciekawa Twoich powieści, kupuję jak tylko ukaże się ta najnowsza i czytam, czytam, czytam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę, że wpis Ci się podobał i odnalazłaś w nim podobieństwa do swojego pisania. Rozdziały "cygarowe" nagrodziłam sobie, bo myślałam, że pójdą mi oporniej, a sprawiły niespodziankę i szybko się z nimi uwinęłam. Nie mogę się doczekać Twojego pakietu i opinii wtedy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mnie zaiteresował Twój proces twórczy i spodobał mi się :) Już sobie Ciebie wyobrażam w tym swetrze, w pełnym makijażu jak siedzisz przy biurku i piszesz. Jesteś jeszcze taka młodziutka a już jesteś pełnokrwistą pisarką.Jestem z Ciebie dumna ! A tak w ogóle to uwielbiam Twój styl.Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Inusiu, dziękuję Ci za wszystkie miłe i pokrzepiające uwagi :) Będę nimi przeganiać różne zwątpienia. W ogóle świetnie, że się wciągnęłaś w ten wpis! Ślę Ci uściski jesienne, ale ciepłe ;)

      Usuń

Copyright © Marta Motyl