Wiele osób porównuje proces pracy nad książką do ciąży,
a moment jej wydania do porodu. Choć nigdy wtedy nie usłyszałam „Przyj, przyj,
przyj!” ani „Brawo, widać już główkę”, to coś w tym jest. Dotychczas każdą z
moich powieści pisałam przez osiem-dziewięć miesięcy. Nie wiem, czy
potrafiłabym dłużej tkwić w psychojazdach i sama nie zwariować. Obecnie kończy
się moja trzecia ciąża. Dzieckiem jest kontynuacja Odcieni czerwieni.
Jak mi w tej ciąży (i poprzednich) bywało, dowiecie
się z poniższego tekstu.
Ona nie
chce być taka sama jak ja[1]
Przed stworzeniem danej historii mam komplet
notatek. Czuję się naczyniem, pełnym doświadczonych przeze mnie i innych ludzi sytuacji,
uczuć, zapamiętanych słów i snów, scen, obrazów, kadrów, piosenek itp. itd. Nie
wiem, kto, co wybiera te elementy w potrzebnych proporcjach – ja czy opowieść?
Ofiarowuję je jej często intuicyjnie, dokładam porcję wyobraźni ze sporą górką.
Nawet najbardziej błahe wydarzenie, parę zdań podsłuchanych w sklepowej kolejce
staje się nagle inspiracją dla fantazji albo brakującym puzzlem. Eureka!
Tym razem pory roku w książce przesuwały się prawie równocześnie z tymi za oknem. Akcja rozpoczyna się chłodnym przedwiośniem, a kończy późną jesienią, gdy w górach leży już śnieg.
Snując historię, przeżywałam ją w pełni, cieszyłam się albo wyłam po kątach. Nie chciałam mieć wielu wrażeń z zewnątrz, żeby nie odciągały mnie od tych z niej. Niestety zdarzało mi się wpełzać do skorupki i ledwo wystawiać stamtąd czułki.
Snując historię, przeżywałam ją w pełni, cieszyłam się albo wyłam po kątach. Nie chciałam mieć wielu wrażeń z zewnątrz, żeby nie odciągały mnie od tych z niej. Niestety zdarzało mi się wpełzać do skorupki i ledwo wystawiać stamtąd czułki.
![]() |
Kolaż mojego autorstwa |
Kiedy zaczynam wypowiadać się głosem głównej bohaterki, w tym przypadku - Magdy, mam zakodowaną naszą odrębność. Najpierw ona mówi pod moje dyktando. Powoli zbliżam się do niej coraz bardziej. Nasze głosy stapiają się.
![]() |
Kadr z teledysku https://www.youtube.com/watch?v=uEyyVJD4-9I |
I Magda zaczyna mną rządzić, pochłaniać dla siebie moją energię. Ile jej się podoba, bez oszczędzania, dniami, nocami. Chciwie zabiera wszystko z naczynia.
Pisanie jest grą w ciepło-zimno. Najpierw trwa
mocne przeżywanie, a potem redaguję tekst z dystansem. Kiedy rozdział jest
gotowy, raz po raz zastanawiam się, czy wszystko w nim gra i trąbi. Wyznaczam
sobie deadline, żeby nie poprawiać go w nieskończoność, a tym samym nie przesadzić
i niczego nie zepsuć. Trzymam się planu, choćby waliło się i paliło. Bardzo dziękuję mojej Konsultantce, która na bieżąco czytała każdy świeży rozdział i pokrzepiała autorkę :).
Wartki i zwarty tekst sprawia, że cała jestem w skowronkach. Jeśli stawia mi opór, dorównuję chmurze burzowej. Skowronki piorun trzaska. Emocje wypisane i te z procesu pisania pewnie wpływają na siebie.
Wartki i zwarty tekst sprawia, że cała jestem w skowronkach. Jeśli stawia mi opór, dorównuję chmurze burzowej. Skowronki piorun trzaska. Emocje wypisane i te z procesu pisania pewnie wpływają na siebie.
Mocno jednak wierzę w intuicję podczas tworzenia,
poddanie się tym prądom energetycznym.
Najbardziej obawiałam się, czy na pewno starczy mi
odwagi. Bez niej nie da się wejść w rytm opowieści, przede wszystkim scen
pościelowych. Pragnęłam, żeby one były mocniejsze niż w Odcieniach... Starałam się równocześnie pogłębiać własną odwagę i
zmysłowość scen. Chodziło mi o to, żeby kolejne doświadczenia głównej bohaterki
wpadały do oka i ucha, podrażniały nos, podsuwały smaki, przyprawiały o gęsią
skórkę, dawały przyjemność i odrazę. Sami ocenicie efekty :).
Zachciewajki
Na początku pracy nad kontynuacją nie miałam
zachciewajek. Ot, zwyczajowo gromadziłam na biurku kolejne kubki po kawie i
herbacie. Taki tam typ zegara biurkowego. Zachciewajki pojawiły się mniej
więcej po trzecim rozdziale. Oczywiście na wszystko, co tłuste, słodkie i
niezdrowe. Od czasu do czasu wspierały mnie pizza (ma nieocenione, ociekające
serem zasługi), cheeseburger, czekolada, lody. Tłumaczyłam się, że one są „dla
prozy” i popijałam tę myśl colą, żeby nie robić następnej kawy i nie chodzić na
rzęsach. Raz wielkiej pomocy udzieliło mi cygaro, ale jako
nagroda za rozdział czwarty i piąty.
![]() |
Pstrykałam i kolażowałam ja |
Przy układaniu ostatnich zdań ostatniego rozdziału odpalałam
papierosa od papierosa, choć palaczką nie jestem. Alkoholu nie piję przy samym
pisaniu, jeśli już - wolę pod koniec dnia :). Najbardziej
smakowało mi czerwone wino. Na szczęście takiej ciąży używki nie szkodzą ;).
Zachciewajki spotęgowały się w tym miesiącu. Wpadłam
na pomysł, żeby zjeść tort przekładany puszystym kremem truskawkowym. Koniecznie
lekko kwaśnym. Przegryzać kawałki ciasta śledziem w śmietanie według najlepszych
zwyczajów żywieniowych :). Zrezygnowałam. Bywa.
Do
grającej szafy grosik wrzuć[2]
Muzyka podczas pisania? Jestem na tak.
Namuzowywuje, umila czas, dodaje otuchy. Słucham jej w trakcie przepisywania
notatek, wymyślania scen, nanoszenia do Worda poprawek dokonanych na
wydrukowanym tekście (w takiej formie widzę więcej). Tym razem najczęściej
włączałam Sexwitch i dymiłam do tego kadzidłem.
Gdy czuję, że muszę być szczególnie skupiona, wolę
ciszę. Tylko słowa mają mi grać w głowie.
Obok muzyki moimi sposobami na podkręcanie
kreatywności i relaks są: bieganie,
gadanie (od razu dziękuję tym, którzy chcieli go słuchać :)), wycinanki, fotografowanie i pozowanie do fotografii. Efekty sesji zobaczycie we wpisach Jak Motyl fruwał w tiulach i koronkach, Ucieczka z domu wspomnień i Cygańska jesień.
![]() |
Kolejny mój kolaż |
![]() |
Jedno ze zdjęć, które zrobiłam |
Kostiumy
Jeśli chodzi o strój do pisania, bardzo polubiłam za
duży, czarny, powyciągany sweter. W ogóle pod rękę podchodziły mi ubrania oversize. Dawały
poczucie bezpieczeństwa. Ale czasami specjalnie siadałam do biurka w sukience i mocnym makijażu. Np. kiedy bohaterka szła na łowy, musiałam się przygotować.
Jak w swetrzysku robić udane łowy?
Zostaw to
na trochę. NIE!
W trakcie pracy odpoczywałam, jasne. Nie dotykałam
się wtedy do folderu z powieścią. Czasami przez całe dwa dni, ha, ha :). Uważam, że jest czas życia i czas pisania. Trzeba pisać
na całego. Kiedy się temu nie poddaję w pełni, nie czuję efektu ani satysfakcji.
Nie wiem, czy moje nastawienie się zmieni. Wolę stukać w klawiaturę przez kilka
intensywnych miesięcy niż by pisanie wlekło się jak tasiemiec, a mnie zawlekło nie
wiadomo gdzie. Kiedy kończę powieść, po prostu przecinam pępowinę z narratorką.
Przestaję tyle płakać. Odstawiam zachciewajki, nie potrzebuję ich.
Moje podejście oddają kolejne zeszyty, w których
prowadzę z jednej strony dziennik, a z drugiej notatki do tekstów. Jeśli druga
połowa zeszytu jest obszerniejsza, przeglądając go po czasie od razu wiem, że w tych
miesiącach pracowałam nad książką.
Obecnie biorę się za czytanie całości, co już nie
wymaga nerwówy. Przynajmniej mam nadzieję, że mnie zostawiła i nie dopadnie.
Czuję się opróżnionym naczyniem i trochę ogarnia mnie melancholia. Nie tak łatwo
jest znów wejść w tryb własnego życia i od nowa napełniać naczynie. Szczerze
mówiąc, czasami rozwiązuję sobie zagadki typu kim właściwie jestem, do kogo
teraz wracam.
![]() |
Fot. ja |
Hip, hip, hurra!
Cała praca nad powieścią daje mi niesłychaną satysfakcję,
gdy tekst wychodzi ode mnie dalej. Lubię
poprawianie go z redaktorką (udoskonalanie pod fachowym okiem jest niebem dla
perfekcjonistki), propozycje okładki, rozmowy o promocji. Gdy po kilku
miesiącach odchylam okładkę, przerzucam kartki, ogarnia mnie wielkie wzruszenie
i znów chce mi się płakać, ale ze szczęścia. A kiedy powieść trafia w Wasze ręce,
w tyle różnych par rąk i jest odzew, to wtedy dopiero żyć nie umierać!
Jestem
bardzo zadowolona, jeśli tekst działa na Wasze uczucia i powoduje żywą reakcję.
Wtedy wiem, że warto było podjąć cały wysiłek, przetrwać huśtawki nastrojów,
wszelkie chwile zwątpienia. Trudniejsze momenty z czasu pisania puszczam w
niepamięć. Na przykład dziś zupełnie nie pamiętam momentów załamania nad Odcieniami… i KochAną. Emocje po wydaniu zdecydowanie je przyćmiły.
Fascynujący wpis. Twój sposób tworzenia przypomina trochę mój własny świat, ale na większą skalę. Z tym cygarem... to musiały być naprawdę nieziemskie dwa rozdziały, skoro taka nagroda... Bardzo jestem ciekawa Twoich powieści, kupuję jak tylko ukaże się ta najnowsza i czytam, czytam, czytam :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że wpis Ci się podobał i odnalazłaś w nim podobieństwa do swojego pisania. Rozdziały "cygarowe" nagrodziłam sobie, bo myślałam, że pójdą mi oporniej, a sprawiły niespodziankę i szybko się z nimi uwinęłam. Nie mogę się doczekać Twojego pakietu i opinii wtedy :)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie zaiteresował Twój proces twórczy i spodobał mi się :) Już sobie Ciebie wyobrażam w tym swetrze, w pełnym makijażu jak siedzisz przy biurku i piszesz. Jesteś jeszcze taka młodziutka a już jesteś pełnokrwistą pisarką.Jestem z Ciebie dumna ! A tak w ogóle to uwielbiam Twój styl.Serdecznie pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńInusiu, dziękuję Ci za wszystkie miłe i pokrzepiające uwagi :) Będę nimi przeganiać różne zwątpienia. W ogóle świetnie, że się wciągnęłaś w ten wpis! Ślę Ci uściski jesienne, ale ciepłe ;)
Usuń