10/27/2021

"Sztuka prowokowania" - wstęp



Prowokacja w sztuce przypomina morską falę — podmywa tradycję i ponosi postęp, a później rozbija sensację-rewelację o brzeg kolejnego patentu. Wszak sztuka z założenia powinna pozostawać odkrywczą. Właśnie dzięki prowokacji nie zatrzymuje się w miejscu, lecz pozostaje wartka i żywotna.

Prowokacja w sztuce przypomina również rzekę — potrafi znaleźć sobie odpowiedni nurt twórczości, żeby wypłynąć na swoje. Najbardziej jej przychylne okazały się XIX- i XX-wieczne izmy, od impresjonizmu po konceptualizm. Dzieła z tych dwóch stuleci zdominują Sztukę prowokowania.

Zostaną w niej omówione realizacje często gęsto będące pionierami innowacji. Rzucające publiczności wyzwanie formą, treścią, nierzadko także sposobem wykonania. Przedstawiające dotąd nieprzedstawiane, podważające dotąd niepodważane, zestawiające dotąd niezestawiane.

Dotąd — czyli do swego powstania. Trafiały one i zatapiały dotychczasowe przyzwyczajenia widzów. Były piratami na wodach sztuki, chociaż nie rabowały skarbów, a je ofiarowywały, między innymi w postaci bezcennych wrażeń. I dzieliły się nimi nader rozrzutnie.

Pochylimy się nad kwestią, dlaczego takie a nie inne wytwory bałamuciły i bulwersowały odbiorców. Czy ich autorzy grali na emocjach z premedytacją, czy przypadkowo? Czy wreszcie: w jakich okolicznościach tworzył się zamęt na spokojnych wodach, jaką zmianę obrazował, w jaki sposób wpływał na dalsze dzieje sztuki?

Skandale każdej maści stanowiły istotny przyczynek do stawania się owych realizacji słynnymi, słynniejszymi, najsłynniejszymi. Nieraz to dzięki aferom zyskiwały rozpoznawalność i stawały się ikonami kultury.

Prowokacja uwieczniła dzieła, dzieła uwieczniły prowokację.

Dowiemy się, za pomocą jakich sztuczek wcielała się ona w wiele odmian sztuki. Bowiem jako główni bohaterowie rozdziałów wystąpią realizacje będące reprezentantami rożnych gatunkótwórczości: portretu, sceny rodzajowej, pejzażu, abstrakcji, i rożnych technik: malarstwa, w tym ściennego, fotografii czy ready made.



Kolejność dzieł jest nieprzypadkowa.

Słowo „obraz” pochodzi z greki, od eikn, ikona. W sensie teologicznym ikonę uprawomocnia wcielenie Boga w człowieka, możliwe dzięki Matce Boskiej. Stąd wniosek, że kobieta jest nosicielką obrazu w sensie ścisłym[1]. Zaczniemy więc przygodę z prowokowaniem od damskich wizerunków. Wszystkie wybrane do książki przedstawiają kobietę jako swego rodzaju lalkę, przeznaczoną głównie do seksualnego i artystycznego użytkowania i ujmowania. Gwiazdę tak niejednej nocy, jak i niejednego muzeum.

Maria o cechach Barbie, w wizerunku której skrzydlate sacrum łączy się z rogatym profanumAleż owszem, ależ tak. Melduje się Madonna z Dzieciątkiem wśród Aniołów Jeana Fouqueta, w całej krasie damy użyczającej świętości swojej twarzy i ciała. Obraz jest pierwowzorem prowokacji, które zestawiają sprawy boskie ze sprawkami seksu.



Pośród najbardziej zasłużonych dla oburzania potomkiń Madonny jest także pani na buduarze, z której bezwstydem wojowano na paryskim Salonie parasolami. Do Olimpii Édouarda Maneta pozowała kobieta, która zmalowała niejedno, dosłownie, ponieważ własnym pędzlem.



W olimpijskim środowisku na stałe urzędowały Atena, Afrodyta i Hera. Na obrazie znów oczekują sądu Parysa. Ponieważ tym razem znalazły się po drugiej stronie potłuczonego lustra jako Panny z Awinionu, zamiast królewicza wyrok wydaje malarz mający kobiety za boginie bądź za wycieraczki — Pablo Picasso. To dzięki wdziękom Panien zdobył on szlify prowokatora.



Z kobiecej mitologii czerpie również anielskolica i perwersjogenna, upragniona i pragnąca Lolita — w Sztuce (post)konsumpcyjnej Natalii LL. Które z tych lalek miały kusić? Które drwić z kuszenia? Niech dopowiedzą poświęcone im rozdziały.



Pod ramię z Erosem uwielbia prowadzać się Tanatos. Nie dziwota więc, że kolejna ikona sztuki prezentuje ni to czaszkę, ni to embriona drżącego z przerażenia we wspólnym rytmie z otoczeniem. Krzyk Edvarda Muncha nie ma sobie równych w szokującej ekspresji. I stanowi łącznik między wizerunkami a miejscami, ku którym nas powiedzie.



Kiedy niebo i morze zlewają się w jedno, odróżnić je od siebie może tylko kula słońca. Patrzenie na Impresję, wschód słońca Claude’a Moneta daje przyjemność, relaksuje i uspokaja, chociaż premierowe wystawienie płótna wywołało zgoła inne doznania. Przynajmniej według dominującej narracji o wydarzeniu, którego (o)bieg prześledzimy.



W sztuce miejsce może oznaczać nie tylko pejzaż, lecz i przestrzeń, w którą trafia (bądź ma trafić) dzieło. Zdarza się, że nie licząc przybranego kształtu i/lub wyrazu, szokuje nieprzystawalnością do obszaru swojej ekspozycji.

Kiedy nagusy i naguski poskręcane w fantazyjnych pozach orbitują po ścianie papieskiej kaplicy jako święci, oburzenie wiernych nie powinno dziwić. Lecz przecież nie na taką ich reakcję liczył Michał Anioł Buonarroti, gdy pokazywał światu swój Sąd Ostateczny.



Z kolei Marcel Duchamp podniósł rękę na jeszcze inną świętość. Dokonał sądu ostatecznego nad sztuką jako taką, z tym że nie z boskim gniewem, ale z diabelską ironią, posyłając na wystawę pisuar pod tytułem Fontanna. Uczyniony artystycznym obiekt walczył decyzją gorszyciela o kartę wstępu do świątyni sztuki. Na jego przykładzie poznamy od wewnątrz mechanizmy prowokacji, która po wielu stopniach doprowadziła Duchampa do celu.



Fontanna bywa interpretowana jako koniec sztuki. Podobnie traktuje się Czarny kwadrat na białym tle Kazimierza Malewicza, bohatera ostatniego rozdziału. Nawiązuje on do tradycji ikony i wciąż wytrąca z równowagi, chociaż nie tymże nawiązaniem.



Zatrzymamy się nad analizą każdego z wymienionych dzieł, żeby zachwycić się nim (na nowo) — albo nie zachwycić — ze świadomością wzbogaconą o intencje autora i znaczenia, które dzieło niosło (i niesie nadal).

W niektórych rozdziałach zahaczymy o kwestie związane z problematyką współczesną. Będzie to możliwe dzięki obecności w omawianych realizacjach ponadczasowych archetypów. Kierują one ku aspektom związanym z psychologią, psychoanalizą, a także feminizmem.

Każdą prowokacyjną i ikoniczną pracę czyniła jedyną w swoim rodzaju osoba autora. Żaden z przywołanych w książce artystów nie dotarł bowiem do swego opus magnum znienacka. Niezbędny okazał się zbiór doświadczeń, twórczych i życiowych, które zbadamy.

Wykorzystam więc prowokowanie jako motyw przewodni, łącznik między rozdziałami książki i pretekst do szerszej opowieści o określonym dziele i jego twórcy. Ciekawe, do czego dzieło sprowokuje Państwa?



Zapraszam do poznania książki bliżej! Jest dostępna w księgarniach stacjonarnych i internetowych, m.in. tutaj: https://bit.ly/3llvhP0. 

Fotografie książki pochodzą od wydawnictwa Lira, a wykonał je Maciej Zienkiewicz.


Źródła ilustracji:
domena publiczna/Wikimedia Commons;
Museum of Modern Art, New York, USA / © Succession Picasso/DACS,
London 2021 / Bridgeman Images;
Natalia LL, Sztuka postkonsumpcyjna, 1975 r.,
dzieło na licencji CC BY 3.0, nie dokonano w nim zmian.

[1] K. Przyłuska-Urbanowicz, Pupilla, Gdańsk 2014, s. 232.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Marta Motyl