Klejnoty i trucizna. "Kazirodztwo" Anais Nin

5/29/2016

Klejnoty i trucizna. "Kazirodztwo" Anais Nin


Kiedy kilka lat odkryłam dzienniki Anais Nin, zaczytałam się na amen. Zgadzam się z czytelnikami i krytykami, którzy uznają je za dzieło życia pisarki. Mają największą siłę spośród wszystkich jej tekstów. Ujęły mnie w nich odwaga, emocjonalność, pasja w analizowaniu charakterów i zgłębianiu własnego wnętrza. Nin nieraz skarżyła się, że pamiętnik zabiera jej czas i energię na pisanie powieści. Zabierał je nie na darmo!

Kazirodztwo. Z "Dziennika miłości" jest nieocenzurowanym pamiętnikiem pisarki z lat 1932-1934. Styl Nin na pierwszy rzut oka wydaje się prosty, ale jej słowa tętnią życiem, zmysłowością, kolorem, muzyką. Niełatwo jest oddać podobną atmosferę witalności, a ona wylewa się z każdej kartki.
 
Fot. ja

Podczas czytania płynęłam po tekście, po tym burzliwym oceanie miłości i oszustw, harmonii i neuroz. A na wyspie wznosił się ogromny pomnik ojca pisarki: utalentowanego pianisty, który wzbudzał w niej podziw i strach. Porzucił żonę i dzieci, gdy Nin była kilkuletnią dziewczynką. Żeby przeboleć stratę, zaczęła pisać dziennik. Początkowo stanowił on zbiór listów do ojca, za którym tęskniła. Potem pamiętnik stał się jej najbardziej oddanym powiernikiem, zwierciadłem duszy, świadkiem romansów, kłamstw i cierpienia. Nikomu tak nie ufała, nikomu tyle nie wyznała.

Po latach, gdy pisarka była już dorosłą kobietą, docenianą za inteligencję, magnetyzm, urodę, jej ojciec, istny Don Juan, powrócił do niej i próbował ją zdobyć na nowo. Zamężna córka, barwna indywidualistka otoczona wianuszkiem kochanków (ach, te geny), uznała go za ideał. Stwierdziła, ze innych osobach znajdowała zaledwie jego cząstki. Przyznawała jednak, ze jest to „(…) chorobliwa miłość. Zdarza się wówczas, gdy ktoś tak maskuje się przed światem, przemawia tak niezrozumiałym językiem, jest tak straszliwe samotny, że tylko Sobowtór potrafi dotrzeć do jego wnętrza” . Jedynym rywalem godnym ojca okazał się… pamiętnik. Nie powiem, co działo się dalej!

Smakowitym kąskiem jest to, że Nin w dzienniku bez ogródek zdradza zalety i słabości innych artystów, m.in. ukochanego Henry’ego Millera, Antonina Artauda oraz znanych psychoanalityków: René Allendy’ego, Ottona Ranka. Z każdym z nich miała romans. Autorka, która w uwodzeniu nie znała granic, oczarowuje również słowami. Każdy postępek potrafi przekonująco wytłumaczyć. Jest bardzo niejednoznaczna. Pieśń tej syreny zawiera słodycz, gorycz i truciznę.

Czytając Kazirodztwo, na bieżąco zapisywałam cytaty, które najbardziej przyciągały moją uwagę. Oto i one.

„Zawsze jakaś tajemnica, tajemnica, która jest przyczyną powstania dziennika”.

„Pełne zaspokojenie fizyczne oraz duchowa, intelektualna samotność – akceptuję taki układ. Moja dusza jest moją własnością – tutaj, w dzienniku”.

„Wystawiłam twarz do słońca niczym niema roślina, oddychając głęboko i pławiąc się w rozkoszy”.

„Jestem namiętnością, kolorem, zmysłami, winem – i to mnie satysfakcjonuje, nie wypowiedziane (…)”.

 „Jestem neurotyczna, perwersyjna, destrukcyjna, namiętna, niebezpieczna – jestem lawą, łatwopalną, niepowstrzymaną”.

„Wrastałaś do wewnątrz, otaczałaś się coraz twardszym pancerzem ochronnym, stawałaś się coraz wrażliwsza – a to wytwarza trucizny i klejnoty, zakrzepłą, błyszczącą fantasmagorię nerwic” (słowa Henry’ego Millera).

„Mądra Anais przyciąga mądrą miłość. Neurotyczna, nieufna, łaknie miłości nierozsądnej”.

„Stało się dla mnie jasne, że oszukuję nie mężczyzn, lecz życie, które nie daje mi tego, czego od niego wymagam, toteż godzę się na owe oszustwa i podstępy – to z tym życiem mam na pieńku, ponieważ brak mu doskonałości, pełni, rozgrzeszenia”.

„Och, być wolną, być mężczyzną, dopuścić do głosu wyłącznie artystkę! Troszczyć się wyłącznie o sztukę”.

„Rozumiem nawet paradoks, że artysta zawsze opisuje historię dawnej miłości, gdy już przeżywa nową!”.

„(…) moje erotyczne, pikantne, dekadenckie utwory przeczą mojej ogromnej rimbaudowskiej niewinności”.
Ucieczka z domu wspomnień

5/05/2016

Ucieczka z domu wspomnień


W majówkę pozowałam do zdjęć Beacie Kubiak (www.facebook.com/beatakubiakfotografia). Poczułam się laleczką z saskiej porcelany, Anią z Zielonego Wzgórza, panienką uciekającą z domu. Z domu wspomnień, który zamienił się w dom strachów. Postanowiłam zabrać stamtąd tylko skorupki po stłuczonej porcelanie i lustro. Nie patrzyłam w nie, gdy zdejmowałam je ze ściany. Zapakowałam wszystko do wiklinowego koszyka i pospieszyłam do lasu. W jego głębi wyjęłam zwierciadło, a przed nim przycupnęły ptaki. Przeglądając się, zamilkły.  Szybko odleciały, a ja powoli wrastałam w leśną gęstwinę. 

Zresztą sami przekonajcie się, jak te fotografie poruszają wyobraźnię i ułóżcie do nich własne historie :).




















Salon de Fleurus

5/04/2016

Salon de Fleurus


Oto podrabiany salon skarbów, którego rasowy pierwowzór mieścił się przy Rue de Fleurus 27 w Paryżu. 

Fot. MM

Przechadzała się po nim Gertruda Stein, pisarka, poetka, krytyczka i mecenaska sztuki. Przy jej stole obierali pomarańcze awangardowi plastycy i pisarze. 

Fot. MM

Ekspozycja odtwarzająca wygląd tego miejsca wędruje po galeriach na całym świecie. Zawitała również do łódzkiego Muzeum Sztuki przy ul. Więckowskiego 36. 

Fot. MM

Salon de Fleurus był swoistą galerią sztuki awangardowej, prezentującą dzieła Paula Cezanne'a, Henriego Matisse'a, Pabla Picassa. Paradoksalnie, sztuka zbuntowana przeciwko burżuazyjnym kanonom i z pogardą prychająca na wylizane według nich obrazy, znalazła przystań w mieszkaniu o ultramieszczańskim charakterze. Muzeum w Łodzi przytrafiła się podobna historia, ponieważ dzieła nowoczesne pokazywane są m.in. w XIX-wiecznym pałacu fabrykanckim.

Cały dowcip polega na tym, że na wystawie Salon de Fleurus zarówno obrazy, jak i sprzęty nie są oryginalne. Kopie płócien noszą datę 2015 r. Liczy się aura, którą tworzą wszystkie elementy. 

Fot. MM

Klimat podkreśla i podkręca muzyka z gramofonowej płyty. Całość sprawiała tak przytulne wrażenie, że miałam ochotę wprowadzić się tam od zaraz. Niestety, dzika lokatorka nie była mile widziana.

Spodobała mi się pewna gra. Zdawałam sobie sprawę, że wszystko, co widzę, jest wykreowane. Jednak, czy podziwiając autentyczne obrazy i meble, nie miałabym podobnych doznań, co patrząc na reprodukcje? 

Fot. MM

Raczej nie zemdlałabym z wrażenia, wiedząc, że to "prawdziwe Picassy", a palce Gestrudy Stein naciskały klawisze tej, a nie innej maszyny.

Fot. MM

Historia sztuki jest dla mnie przede wszystkim historią idei i pomysłów, a do jej poznania niekonieczne są oryginały. Dobrze jest je zobaczyć, ale... gdyby nagle się okazało, że w każdym muzeum znajdują się wyłącznie podróby, a "prawdziwki" zabezpieczono w złotych pociągach? ;) W tej ekspozycji świetne jest też to, że przewraca wiele pewników do góry nogami, przywołując podobne pytania. Zachęcam do jej zwiedzania i porównania wrażeń! Jest czynna do 15 maja.

Przejście do części edukacyjnej, z informacjami o Gertrudzie Stein, Salonie de Fleurus, publikacjami na temat sztuki awangardowej, mapą z zaznaczonymi miejscami, gdzie już była wystawa. Fot. MM. 

Prace z części edukacyjnej. Fot. MM
Copyright © Marta Motyl