Zaproszenie

1/29/2016

Zaproszenie


Wystawienie spektaklu, który powstał w oparciu o moją pierwszą powieść, jest blisko, blisko, coraz bliżej.


Zapraszam serdecznie, bądźcie koniecznie! Teatr Baza mieści się przy ul. Podchorążych 39 w Warszawie. Wstęp na przedstawienie jest bezpłatny. Organizatorka prosi o rezerwowanie miejsc poprzez wysłanie maila na adres glodnedziecko@gmail.com, z dopiskiem, w jakim dniu będziecie.
Traktat o manekinach. Grafiki cyfrowe Grzegorza Chojnackiego

1/26/2016

Traktat o manekinach. Grafiki cyfrowe Grzegorza Chojnackiego


„ – Demiurgos – mówił mój ojciec – nie posiadł monopolu na tworzenie – tworzenie jest przywilejem wszystkich duchów. Materii dana jest nieskończona płodność, niewyczerpana moc życiowa i zarazem uwodna siła pokusy, która nas nęci do formowania”[1], pisał Bruno Schulz w Traktacie o manekinach. 

G. Chojnacki, Noc i dzień II

Prace prof. Grzegorza Chojnackiego ukazują różnorodne sposoby kształtowania materii, ale wirtualnej. Autor uważa, że rewolucja informatyzacji jest dla artysty wyzwaniem, którego nie powinien lekceważyć. Podejmuje więc to wyzwanie, w pełni korzystając z palety możliwości, jaką oferuje komputer. Dzięki grafice cyfrowej twórca imituje zarówno techniki malarskie, graficzne, rzeźbiarskie, projekty architektoniczne, jak i rozmaite materiały. Z wyczuciem zestawia faktury naśladujące gładkość metali, chropowatość kamieni, przejrzystość szkła, włókna tkanin. W ten sposób uzyskuje złożone, niepowtarzalne efekty. Oto ultranowoczesna demiurgia, w której żadna substancja nie stawia oporu.

Zacytowałam fragment prozy Schulza również dlatego, że profesor często prezentuje grupy sztucznych istot, przypominających manekiny. W dalszej części tekstu będę je określać tym mianem, chociaż stanowią kolejną, cyfrową generację stworzeń. Co ciekawe, męskie manekiny nazywane są przez autora Herosami, a damskie - Gracjami.

G. Chojnacki, Herosi IV (Rywalizacja)

G. Chojnacki, Gracje V

Ich symetryczne, harmonijne, precyzyjnie wymodelowane ciała wpisują się w antyczne kanony. Nieskazitelne piękno jest zarazem nieziemskie i nieludzkie. 

Choć postaciom daleko do prawdziwego człowieka, pozostają żywe. Takie odczucie powodują ich dynamiczne pozy, efektowne i ekspresyjne niczym w Grupie Laokoona.

Grupa Laokoona, źródło

Jednak nie zastygają w nich. Malownicze gesty, które wykonują, zamieniają się w przebiegające po diagonalnych liniach ruchy, a serie ruchów – w rytmy. Grają w trzech wymiarach, powtarzają się jak echo i potęgują efekt głębi. Jedne istoty rodzą się z drugich, zawsze młode i sprawne. Również fragmenty sylwetek ulegają powieleniom. Nakładają się na inne lub swobodnie przenikają się z nimi.
G. Chojnacki, Zapętleni

Na początku XX wieku futuryści postulowali przekładanie sedna ruchu na język plastyczny i przedstawianie zmienności materii. Nawet nie przypuszczali, że w XXI wieku pole do popisu w tych kwestiach da artystom komputer.

Trudno sobie jednak wyobrazić, by w postaciach z grafik pulsowała krew. Wbijają nieruchome spojrzenia w nieznane punkty. Nie rozciągają w uśmiechach idealnie wykrojonych ust. Właściwie nie wiadomo, kto lub co nimi rządzi i jakim procesom je poddaje. Wyższości sztucznych, antropomorficznych tworów  nad człowiekiem dowodził w eseju O teatrze marionetek Heinrich Kleist, niemiecki pisarz i dramaturg doby romantyzmu. Sądził, że odpowiednio sterowane lalki wykonują o wiele wdzięczniejsze ruchy niż tancerze – z tego powodu, że nie poddają się sile grawitacji. Porównywał je do elfów, które tylko muskają podstawę, by się od niej odbić. Bohaterowie prac prof. Chojnackiego również dokonują niemożliwego, unosząc się ponad ziemią. Wydaje się, że lalkarz puścił nitki, dzięki którym nimi dyrygował.

G. Chojnacki, Kukiełki II

Odrywają się one od kukieł, swobodnie rozwijają i biegną własnymi torami. Wyznaczają kierunki patrzenia. Te linie są kreślone z precyzją i pewnością, co wskazuje na mistrzowskie opanowanie przez artystę warsztatu graficznego. Natomiast kreski stawiane tuż obok siebie zagęszczają kompozycję, sprawiając wrażenie horror vacui.

G. Chojnacki, Spacer 

Wzmacnia je naśladowanie różnorodnych materiałów. Niektóre figury pokrywa miedź, brąz, stal, złoto. Połyskują nimi, jakby były wypolerowane. Część z nich jednak pożera rdza. Nieopodal znajdują się fragmenty skorodowanych mechanizmów i inne rupiecie ze złomowiska.

G. Chojnacki, Złomowisko 

Natomiast nawet przy najdokładniej zapełnionych przestrzeniach konstrukcja dzieł jest spójna. Każde z nich pozostaje jednością.

Zdzisław Beksiński także zapełniał obrazy układami linii i kontrastował różne powierzchnie.

Z. Beksiński, bez tytułu, źródło

Artystów łączy też upodobanie do sztuczności i romantyczna estetyka: z jej grozą, tajemniczością, wizyjnością, silnym ładunkiem emocjonalnym. Ponadto Beksiński chętnie tworzył przy pomocy komputera. Niestety, te cykle prac naznaczył kiczem (czy zamierzył ten zabieg, czy też nie – to odrębna kwestia).

Z. Beksiński, źródło

Profesor Chojnacki nie wpada w pułapkę banału. Poza tym bardziej interesująco niż Beksiński wykorzystuje możliwości grafiki cyfrowej, również w kompozycjach, gdzie nieobecne są postaci. Ukazuje na nich i ostre, i opływowe formy. Często utrzymuje je w monochromatycznych tonacjach. Śmiało zestawia rozświetlone i zaciemnione fragmenty. Te układy wizualne cechuje wyrafinowanie. Wydają się ulegać nieustannym transformacjom. Niektóre dzieła prezentują architekturę jak ze snu scenografa filmu fantasy albo science fiction. Wieżowce z betonu i szkła wyróżniają się niezwykłą lekkością, są niemal przejrzyste. Nie wiadomo, jakie części składają się na budynek, a jakie są wyłącznie jego odbiciami.

Z kolei część kompozycji figuralnych prof. Chojnackiego odnosi się do  znanych miejsc, łódzkich kamienic i podwórek.

G. Chojnacki, Wyjście z bramy

Manekiny gromadami wysypują się z bram, przepychając się między sobą. Niektóre niczym duchy przedostają się przez ściany, z których łuszczy się tynk. Ta sceneria bywa apokaliptyczna. Wówczas bucha czerwoną łuną pożaru.

G. Chojnacki, Herosi II

Jednak nikt nikomu nie przybędzie na ratunek. Bohaterowie grafik są pozbawieni współczucia nie tylko w sytuacjach krańcowych. Nigdy nie zawiązują między sobą żadnych interakcji poza rywalizacją. Co dzień biorą udział w wyścigu. Błękitni rowerzyści mają półprzezroczyste ciała, które zdają się przewodzić światło.

G. Chojnacki, Błękitni rowerzyści II

Jednak są zbyt odhumanizowani i surowi, by budzić tym światłem nadzieję.

Do gorączkowej walki wzlatują również figury z kompozycji nawiązujących do supermarketu. Nie wznoszą się na nich jednak zapełnione po brzegi, mieniące się atrakcyjnie opakowanymi produktami regały. Manekiny znajdują się pośród sklepowych wózków i rozpędzają się z nimi, gotowe do zdobywania towarów. 

G. Chojnacki, Hipermarket V

Nawet taki wózek dematerializuje się i traci kształt. Jego kraty zamieniają się w kraty więzienia. Supermarket staje się więc klatką. Wielkie koncerny pragną dyrygować człowiekiem, by – ogarnięty żądzą kupowania – sprzyjał zwiększaniu ich zysków. „Homo aestheticus”, znany z eseju współczesnego niemieckiego filozofa i historyka, Wolfganga Welscha, za pomocą odpowiednich przedmiotów kreuje wizerunek. Za wszelką cenę pragnie pozostać jedyny w swoim rodzaju, a tak naprawdę jest podobny do milionów osób kierujących się identycznymi wytycznymi.

Pozbawione indywidualnych cech manekiny z grafik prof. Chojnackiego są też pośrednikami. Pełnią funkcję medium. Z tej właściwości tworów wzorowanych na człowieku korzystał Tadeusz Kantor. W jego spektaklu Umarła klasa lalki o bladych twarzach, ubrane w szkolne mundurki, stanowiły dopełnienie dorosłych aktorów.

 źródło 
Scena z Umarłej klasy. Pierwszy z prawej: Tadeusz Kantor. Źródło

Ich dzieciństwo umarło. Dzięki lalkom przeszłość zaistniała na równi z teraźniejszością, niczym podczas seansu spirytystycznego. Prof. Chojnacki poprzez postaci dziecięce, bliskie wyglądem małym manekinom czy lalkom, też odnosi się do najwcześniejszego kresu życia, w tym - do zapamiętanych z niego zabaw. Jednocześnie w przejmujący sposób wiąże dziecko z kresem ludzkiej drogi. Umieszczone w konstrukcji przypominającej skrzynkę dzieci pędzą w dół, jakby prosto w objęcia śmierci.

G. Chojnacki, The End

Nic ich nie zatrzyma. Pokazując nieuchronność zdarzeń  artysta uzmysławia, że w „theatrum mundi” każdy człowiek jest tylko małą kukiełką. To los nią kieruje, niczym sternik. Zdaniem artysty człowiek bywa żaglowcem z połamanymi żaglami, niesionym przez prąd morski. Jedna z serii jego grafik nosi tytuł Żagle. Pionowe, ostro zakończone, przełamane formy nakładają się na siebie i rzucają cienie, wywołując niepokój i pesymizm. Pejzaże ze statkami pośród wzburzonych fal, rozbijającymi się o skały, zaczęli przedstawiać artyści holenderscy w XVII w.  Odnosiły się one do nieustannej walki człowieka z przeciwnościami losu, z fatum.

Innym motywem z dzieł profesora, prowadzącym odbiorców ku teatrowi, są maski. Niektóre kierują ku tradycji antycznej, inne ku sztuce afrykańskiej.

G. Chojnacki, Maska brązowa

G. Chojnacki, Maska z czubem

Przecież ludzie zawsze będą zakładać maski – roli życiowej, ambicji, udawanych uczuć  –  bez względu na kulturę i epokę, w jakich żyją. Grafiki z nimi artysta utrzymuje w soczystych, intensywnych kolorach, jak przystało na karnawał. Kolejny raz ukazane obiekty są przestrzenne, przez co kojarzą się z rzeźbami Igora Mitoraja.  Prof. Chojnacki ceni jego twórczość. Mitoraj  umieszczał rzeźby masek stylizowanych na greckie m.in. w miejskich przestrzeniach.

I. Mitoraj, Eros Spętany w Krakowie, źródło

Dla sztuki obu autorów wspólne jest przenoszenie starożytnych motywów we współczesność i uzmysławianie odbiorcom ich aktualności. Warto dodać, że łódzki artysta często pokrywa kompozycje zarysami portretów i budowli znanych z antyku i renesansu.

G. Chojnacki, Magazyn III

Odwołania do klasyków, powtórzenia, odbicia zbliżają jego dzieła również do grafik czeskiego artysty, Jiříego Anderlego. Wymienia go wśród podziwianych autorów.  

J. Anderle, Portret przyjaciela, źródło

Grafiki z maskami składają się na jeden z najbardziej statycznych cykli w dorobku prof. Chojnackiego. Drugi z nich, o lirycznym nastroju, stanowią Kobiety kwiaty. Bohaterki mają krągłe piersi, wąskie talie, długie, szczupłe nogi, dzięki czemu stają się idealnymi obiektami pożądania. Ich nagie sylwetki pokrywają bukiety róż, które kwitną w oczach.

G. Chojnacki, Kobiety-kwiaty II

Rozrastają się coraz bujniej, coraz dalej, poza kontury figur. Zagarniają przestrzeń rozchylającymi się płatkami i cienkimi łodyżkami. Do głosu dochodzi natura. Ciała niektórych manekinów zamieniają się w ciała prawdziwych kobiet. Ich spojrzenia przybierają uwodzicielski wyraz.

„manekiny mają ślepe piersi
kształt łydek jak napięta struna
dźwięcząca wiecznie
chłodnym tym samym tonem
manekiny mają włosy skończone
a twarze szczupłe
zapatrzone w siebie
spod przymkniętych powiek
manekiny
pogardzają tłumem
nie drżą
w istnieniu doskonałe
nieruchome
rozpościerają palce chwil
nad mijającą barwą jedwabiu
z twarzą przyklejoną do szyby
pod suknią
pod szeleszczącą suknią
jestem wspaniałym elastycznym manekinem"[1]

- w taki sposób zaskakujące podobieństwa między manekinem i kobietą ujęła Halina Poświatowska.

Obecnie wydaje się, że manekin przejął kontrolę nad człowiekiem. Człowiek kreuje się więc na podobieństwo manekina. Modeluje ciała dietami i ćwiczeniami, a umysł – treningami psychologicznymi, by osiągnąć nieosiągalną przecież perfekcję. Te narcystyczne działania nie zbliżają go do innych osób, a od nich oddalają.

Wszystkie omawiane prace obfitują w humanistyczne znaczenia. Twórca mocno ceni ponadczasowe motywy, wśród których znajdują się też religijne.

G. Chojnacki, Golgota

Bardzo umiejętnie i pomysłowo stosuje cytaty z historii kultury i sztuki. One nie zderzają się w jego grafikach z nowoczesną techniką, ale – odpowiednio przetworzone – zawsze z nią współgrają. Wpasowują się w zmodernizowany świat. Autor nie boi się także podejmować tematykę o wydźwięku moralnym. Jednak nie poucza widzów, a skłania do samodzielnego przemyślenia poruszonych kwestii.

Powyższy tekst ukazał się w katalogu do wystawy pt. Grzegorz Chojnacki. Zapisane w pikselach. Został on wydany przez Miejską Galerię Sztuki w Łodzi (Łódź, 2016 r.). Znajdziecie w nim jeszcze więcej intrygujących prac. Część z nich jest eksponowana w secesyjnych, efektownych wnętrzach Galerii Willa (ul. Wólczańska 31) do 13 marca br. Zapraszam do odwiedzenia wystawy, na której czeka wiele wrażeń!

Grafiki prof. Chojnackiego, którymi zilustrowałam tekst, pochodzą od autora. 


[1] B. Schulz, Traktat o manekinach albo wtóra Księga Rodzaju, w: idem, Sklepy cynamonowe. Sanatorium pod Klepsydrą, Kraków 2006, s. 23.
[1] H. Poświatowska, Manekiny, w: idem, Poezje zebrane, oprac. A. Madyda, Toruń 1994, s.  43

Spotkajmy się w ogrodzie. Z dodatkami specjalnymi

1/17/2016

Spotkajmy się w ogrodzie. Z dodatkami specjalnymi


Poprzedni wpis poświęciłam Ogrodowi rozkoszy ziemskich Hieronima Boscha. Moim zdaniem artysta ten najwspanialej ukazał motyw ogrodu miłości w całej historii sztuki  i na wieki wieków, amen. Prezentując szalone i porywające spotkania człowieka z naturą i pośród niej, skorzystał on przede wszystkim z wzorców znanych z kultury  średniowiecznej. Postanowiłam pokazać więc także przykładowe przedstawienia schadzek średniowiecznych kochanków... i nie tylko, ale najpierw: krótkie wprowadzenie.

Już w dziełach sztuki starożytnego Egiptu znajdziemy pary przechadzające się po ogrodzie.

Tutanchamon i jego żona Anchesenaton w ogrodzie, źródło

Sykomora, morwa, palma, granat były związane z miejscami, w których nastąpiło poczęcie ważnych bóstw egipskich. Z Afrodytą, grecką bogini miłości, młodości i piękna, również łączono granat, a oprócz niego jabłko i mak. Rośliny te obfitują w nasiona i  są symbolami płodności. W kwietniu, podczas rytualnego powitania wiosny, posągom bogini składano dary. Budząca się do życia przyroda stawała się metaforą budzących się uczuć. 

Nic dziwnego, że ogród kojarzy się z muzyką miłości. 

Ilustracja do Powieści o Róży G. de Lorrisa i J. de Meun, ok. 1490-1500 r., źródło

Z fontanny bije źródło, które pozwala zachować wieczną młodość. Może dzięki niemu uczucia też się nie starzeją? 

Na miniaturze z  Kodeksu Manesse wszechobecny jest kolor odnoszący się do namiętności.  Czerwone są stroje pary, czerwonymi kwiatami cieszy oczy drzewo, pod którym oddaje się  ona pieszczotom. 

Ok. 1330 r., źródło: R. Bartlett, Panorama średniowiecza, przeł. D. Stefańska-Szewczuk, Warszawa 2002, s. 226.

Jednym z kultowych symbolów miłości do dziś jest czerwona róża. Według mitologii greckiej Afrodyta, spiesząc, by uratować z opresji ukochanego Adonisa, biegła po białych różach. Ich ciernie kaleczyły jej stopy. Krew płynąca ze stóp bogini zabarwiła płatki kwiatów na czerwono. W średniowieczu wielką popularność zyskała Powieść o Róży. Jej autorzy przedstawili pełne przeszkód i wymagające niemałych poświęceń zdobywanie upragnionej rośliny, będącej alegorią upragnionej kobiety.

źródło

źródło

Ok. 1490-1500 r., źródło

Ważnym typem średniowiecznego ogrodu jest wirydarz. Pierwotnie znajdował się on wewnątrz zabudowań klasztornych. Miał najczęściej kształt kwadratu lub prostokąta. Otaczał go krużganek i otwierające się do niego arkady. Jego powierzchnia była podzielona w sposób geometryczny. Centrum akcentowała studnia, fontanna lub ozdobne drzewo.

źródło

Ogród wirydarzowy niekiedy nazywano „rajem” lub „rajskim dworem”. Potem terminem wirydarzu zaczęto określać także duże, starannie skomponowane, pełne zieleni przestrzenie w pobliżu  zamków. Umieszczone w nich namioty zachęcały do wypoczynku i były wymarzonymi miejscami romantycznych spotkań. W wirydarzowej scenerii pokazany jest grzech rozpusty na blacie Stołu Mądrości Hieronima Boscha. Tytuł dzieła ma genezę w Przypowieści Salomona, gdzie opisana jest mądrość zapraszająca do  stołu.

H. Bosch, Stół Mądrości, 1470-1480 r., źródło

W środkowej części  obrazu Bosch ukazał boskie oko,  w źrenicy którego znajduje się siedem grzechów głównych. Żaden z nich nie umyka więc boskiej uwadze. Cave, cave, Dominus videt (Strzeż się, strzeż się, Bóg Cię widzi) - ostrzega napis znajdujący się na kręgu otaczającym wizerunek Chrystusa. Z kolei wokół kręgu grzechów umieszczone są cztery medaliony prezentujące rzeczy ostateczne: Godzinę śmierci, Zmartwychwstanie, Sąd Ostateczny, Piekło Królestwo Niebios. 

A w jaki sposób boskie oko widzi rozpustę? 

źródło

W namiocie flirtują dwie pary, którym towarzyszy… dwóch obłąkanych. Tak, czasami do romansu ciągnie ludzi szalona siła – albo diabelska!

A. Sorge, Przeciwko szóstemu przykazaniu, 1378 r., źródło: T. Michałowska, Średniowiecze, Warszawa 2000, s. 564

Te dzieła nadal inspirują. Na poniższej pracy współczesna artystka przetworzyła motyw spotkania kochanków w ogrodzie, nie zapominając o zachowaniu stylizacji, ozdobności i lekkości właściwych średniowiecznym rycinom. 

Ilustracja autorstwa Svety Doroshevy, współczesnej izraelskiej artystki, źródło

Dodatki specjalne

Żeby cokolwiek narodziło się w ogrodzie (a co dopiero miłość), o ogród trzeba dbać, również walcząc ze szkodnikami. Ślimaczą się, ale działają tak wytrwale! Niekiedy zmagania z nimi zdają się przerastać ludzkie siły.

źródło

Bujne plony są godne wszelkich poświęceń.

Ilustracja z Kroniki J. Froissarta, źródło

Ilustracja z Tacuinum Sanitatis, ok. 1400 r., źródło

Jednak zdarza się, że one pozostają nie do końca zgodne z oczekiwaniami.

źródło

Ratunku!!!

"Jestem dziewczynka z mandragory,
robak mnie kocha, nie zjada.
słońce pod ziemią lśni tak ślubnie,
plecie witraże, maluje.
Chodź, rusz łopatą i odczaruj.
Przyjdziesz raz jeszcze i wstanę".



Po wydobyciu z ziemi mandragora wrzeszczała i rzucała klątwy. Człowiek, który je usłyszał, tracił zmysły i umierał jeszcze tego samego roku. Wyrwanie  ziela wymagało  bowiem specjalnych zabiegów. "Najpierw trzeba było roślinę polać moczem damskim lub jeszcze lepiej krwią menstruacyjną. Następnie można było korzeń delikatnie, acz głęboko obkopać dookoła, ale za żadne skarby nie wyciągać go z ziemi. Dla pewności trzeba było jeszcze zakreślić dookoła rośliny trzy magiczne kręgi przy pomocy miecza. Teraz następowała najtrudniejsza część. Należało korzeń delikatnie, ale mocno obwiązać sznurkiem, a drugi koniec sznura przywiązać do psiego ogona. Jak już pies był mocno przywiązany, należało mu rzucić kawał mięsa w takiej odległości, by zmierzając do żarła, wytarmosił z ziemi mandragorowy skarb. Mandragora w tym czasie rzucała najokropniejsza przekleństwa na psa, które należało zagłuszyć głosem trąby. Głos trąby był potrzebny także po to, żeby umilić [mu - przyp. MM] ostatnie chwile życia (...). Zdychał on natychmiast po wyciągnięciu korzenia z ziemi. Była to jednak stosunkowo mała strata w porównaniu z korzyściami, jakie przynosiło posiadanie lub sprzedanie silnego, zdrowego  korzenia mandragory"[*]

Korzeń ten nie tylko powodował halucynacje, ale i dawał właścicielowi nieziemską moc, zapewniał szczęście i dobrobyt. Najskuteczniejsze były rośliny, które najbardziej przypominały kształtem człowieka i te, które wyrosły z... nasienia wisielca. Pozwólcie, że w tym momencie zakończę temat :). Tak czy siak, właściciel mandragory mógł chodzić dumny jak paw. 

Gerard Horenbout, ok. 1500 r., źródło

W pracach, które pokazałam we wpisie, najbardziej podoba mi się swobodne połączenie elementów wziętych z codzienności z tymi niecodziennymi, magią i zaświatami. Ono daje surrealistyczne rezultaty. Urzeka mnie zarówno prostota kompozycji, jak i uproszczenie poszczególnych kształtów.  Barwy zwykle są intensywne i czyste. Twórców cechuje pewna naiwność, ale jest ona tak czarująca, że składa się na bajkowy efekt. Wspaniałe są też dekoracyjność ilustracji i dbanie artystów o detale. 

Przepych, spokój, rozkosz

1/04/2016

Przepych, spokój, rozkosz


Buszując w jednym z antykwariatów jak myszka w spiżarce, trafiłam na małą książkę o sztuce Indii, a dokładniej: o miniaturach himalajskich. Kiedy zajrzałam do środka, zatraciłam i zachwyciłam się. Prace te cechuje wyjątkowy wdzięk. Niekiedy są tak kolorowe i taneczne w wyrazie, że wydają się grać radosne melodie.  Stanowią  pochwałę  rozkoszy życia. 

Radha i Kriszna spacerują po kwietnym gaju, XVIII w., źródło

Jednak  na ich powstanie wpłynęły burzliwe wydarzenia polityczne. W XVIII i XIX wieku rozpadło się cesarstwo mogolskie. Tamtejsi artyści uciekali z miast przed najazdami wrogich armii. Udali się na spokojniejsze zbocza Himalajów. Arystokraci przyjęli ich na dworach z otwartymi ramionami. Wtedy narodziła się specyficzna szkoła malarska, która rozwijała się w odcięciu od reszty świata. Prym wiodły w niej dwa kierunki: styl mogolski, zainspirowany malarstwem europejskim (naturalistyczny, z zastosowaniem światłocienia) i styl pochodzący z tradycji indyjskiej i hinduskiej (symboliczny, z odważnym doborem kolorów). Wpływały one na siebie, lecz wyższą rangę zyskał ten drugi. Największe znaczenie zdobyła tzw. „szkoła Kangra”, czyli malarze z dworu radży Gobardhana Singha. 

Dama na huśtawce, szkoła Kangra, ok. 1815 r., źródło: G. Lawrence, Sztuka Indii. II. Miniatury himalajskie, tłum. P. Parandowski,  Warszawa 1978, obrazek nr 3

Nazwa szkoły wzięła się od doliny, w której chętnie goszczono artystów. Malarstwo Kangra opierało się na obu wymienionych nurtach. Odzwierciedlało ono hedonistyczne upodobania książąt hinduskich. Prace przedstawiają m.in. sceny związane z muzyką, tańcem, kąpielami, erotyzmem. Często odnoszą się właśnie do symboliki miłosnej. Np. obraz z kobietą zaskoczoną przez burzę nawiązuje do burzy uczuć, kołysanie się na huśtawce oznacza kołysanie przez namiętności, pozbycie się przez damę klejnotów odsyła do rozstania z ukochanym. Na miniaturach himalajskich często zobaczymy Krisznę, boskiego kochanka powiązanego z płodnością, szczęściem, chęcią do życia. Jego partnerką jest Radha, a ich miłość symbolizuje związek duszy i pierwiastków boskich. 

Radha i Kriszna w pawilonie, XVIII w., źródło

Mniej duchowa, ale równie rozbudowana jest symbolika roślinna. Np. liany oplatające drzewa odnoszą się do oplatania przez ramiona kochanka, liście platanu - do rozchylonych ud,  lotos oznacza czystość miłosnego porywu. Jednak miłość była wolna wyłącznie w malarstwie. Społeczeństwem, w ramach którego powstały te prace, kierowały surowe obyczaje oraz upodobanie do aranżowania i nadzorowania życia prywatnego innych ludzi. Tworzenie romantycznych dzieł było więc też sposobem odreagowania kontroli[1]

Dla artystów himalajskich liczyły się także relacje człowieka z naturą. W sztuce zachodniej przyroda również często oddawała nastroje. Jest to znamienne zwłaszcza dla okresu romantyzmu. Analogii między miniaturami himalajskimi a malarstwem europejskim jest więcej. Mimo, że prace hinduskich twórców zostały wykonane w odmiennych warunkach kulturowych i technikach, poruszają one podobne motywy i/lub prezentują podobne gesty jak te na obrazach mistrzów z Europy. Poniżej dokonałam przykładowych zestawień. 

Najpierw myk! do wody!

Kriszna kradnie ubrania, szkoła Kangra, ok. 1800 r., źródło

Na powyższej miniaturze Kriszna zaskakuje myjące się kobiety i  zabiera im stroje. Przyjemny dreszczyk, biorący się z podglądania nagiej kobiety, malarze europejscy uzyskiwali np. pod przykrywką opowieści biblijnej o Zuzannie i starcach.


Rembrandt van Rijn, Zuzanna i starcy, 1647 r., źródło

Po wynurzeniu się z kąpieli trzeba wybalsamować ciało, wyczesać włosy. 


Szkoła Kangra, źródło

Wspólne doświadczanie przyjemności płynących z różnych zabiegów buduje między kobietami poczucie więzi. Na miniaturze widoczna jest życzliwość między poszczególnymi postaciami. Z kolei na poniższym obrazie Ingresa przez palce jednej z kobiet przelewają się włosy drugiej. Jej twarz wyraża, że zajmuje się nimi z czułością. 

J.D. Ingres, Łaźnia turecka, 1862 r., źródło

Przedstawienie postaci w chwili, gdy jest tylko sama ze sobą, wiąże się ze swobodą i zmysłowością. 

Kąpiąca się, ok. 1820 r., źródło


Poza  modelki z pastelu Edgara Degasa jest jednak bardziej naturalna.


E. Degas, Po kąpieli. Kobieta wyciera kark, 1898 r., źródło

„Z rzeki szła wczesna. Kochała.
Chyliła szczęśliwą głowę.
Pachniała porankiem ciała,
Mydłem migdałowem.
(...)
Teraz niosła kobiece
Znużenie zakochane,
Żeńskie pełne owoce,
W toni wodnie widziane.

Niosła wiecznie kobiece
Ścieżką brzózek i cienia.
W zaroślach waliło serce
Tajnego zapatrzenia”[2].

Dama zaskoczona przez burzę. Szkoła Garhwal, ok. 1780 r., źródło: G. Lawrence, Sztuka Indii. II. Miniatury himalajskie, tłum. P. Parandowski,  Warszawa 1978, obrazek nr 1

E. Zak, Tancerz, 1925 r., fot. MM

Ta, co pachnie porankiem ciała, przejdzie tanecznym krokiem prosto na huśtawkę...

Dama na huśtawce, szkoła Kangra, ok. 1815 r., źródło: G. Lawrence, Sztuka Indii. II. Miniatury himalajskie, tłum. P. Parandowski,  Warszawa 1978, obrazek nr 3

J.-H. Fragonard, Huśtawka, 1767 r., źródło

...która uniesie ją ku ogrodom miłości.

Radha i Kriszna spacerują po kwietnym gaju, XVIII w., źródło

Średniowieczny ogród miłości, źródło

Rama i Sita w lesie, 1780 r., źródło

„Pod surowym jedwabiem
Mdlały biodra brzozowe,
Ślizgało się po niej serce
Mydłem migdałowem”[3]. 

Sziwa obserwuje śpiącą Parvati, ok. 1780-90, źródło

XX-wieczni artyści europejscy również wydłużali i upraszczali ciała. Prezentując je w ponętnych pozach na barwnych płótnach, stawiali na ekspresję i uzyskanie sensualnej atmosfery.  Mistrzem w obrazowaniu radości życia był Henri Matisse.

H. Matisse, Przepych, spokój, rozkosz, 1904 r., źródło

H. Matisse, Radość życia, 1905 r., źródło

Dla artystów i odbiorców z tak różnych stron świata ważne jest więc to samo - przepych, spokój i rozkosz!

W Nowym Roku życzę Wam stanu takiej błogości, jak na powyższych obrazach :)

[1] Ta część notatki powstała na podstawie tekstu G. Lawrence’a w książce Sztuka Indii. II. Miniatury himalajskie, tłum. P. Parandowski,  Warszawa 1978. 
[2] J. Tuwim, Kobiece, https://poema.pl/publikacja/89186-kobiece [4 stycznia 2016].
[3] Ibidem.
Copyright © Marta Motyl