Postawangardowe performances Piotra Pasiewicza

11/21/2017

Postawangardowe performances Piotra Pasiewicza


Performance jest takim rodzajem ekspresji twórczej, który sygnalizuje zwykłą egzystencję i ujawnia ją w niezwykłym działaniu. Często nie pozostawia po sobie materialnych śladów. Piotr Pasiewicz godzi się z jego właściwościami i korzysta z nich. Przepuszcza przez filtr osobowości twórczej czas i przestrzeń, w których dokonuje akcji performerskich. Ta ostatnia stanowi ich najważniejszą część.

Piotr Pasiewicz. Różne przestrzenie, różne żywioły

Obszarem działań w 2012 i 2013 r. artysta uczynił opuszczone fabryki i kamienice, tzw. pustostany. Podobne miejsca preferował Allan Kaprow, jeden z czołowych performerów powojennej awangardy.

 Allan Kaprow, źródło

W Łodzi są one nieodłącznymi elementami krajobrazu. Niszczejące, zarastające roślinnością budynki znajdują się na granicy między cywilizacją a naturą. Na ich murach Pasiewicz malował sprayem organiczne kształty. 

Piotr Pasiewicz, graffiti

Ekspresyjne linie biegły jedna za drugą. Komórki plastycznych organizmów rozmnażały się. Ukończone dzieło nadal nosiło w sobie ich żywotność i dynamikę. Twórca dokonywał więc obudzenia życia tam, gdzie ono pozornie zamarło. 

Piotr Pasiewicz, graffiti

W jego akcjach nie brała udziału publiczność. Najczęściej towarzyszyła mu jedna osoba, która utrwalała prace za pomocą aparatu fotograficznego i kamery.

Równocześnie Pasiewicz wykonywał performances w miejscach, gdzie niepodzielnie panowała przyroda. Stanowiła ona szczególne źródło inspiracji dla XIX-wiecznych romantyków. Na przykład obrazy Caspara Davida Friedricha uwrażliwiają odbiorców na potęgę natury. Malarz ukazuje pośród niej drobne, melancholijne postaci. 

Caspar David Friedrich, Strzelec w lesie, źródło

Pejzaże dostarczały bodźców twórczych również impresjonistom. XIX-wieczni artyści nie ingerowali w środowisko naturalne, a tylko przetwarzali jego urok na płótnach. 

Camille Pissarro, Dom w lesie, źródło

Dopiero XX-wieczni przedstawiciele land artu przestali traktować pejzaż wyłącznie jako punkt wyjścia do wykonania prac. Oni odważnie go przekształcali. 

Christo i Jeanne-Claude, Opakowane drzewa, źródło

Akcje Pasiewicza niosły w sobie analogiczne cechy: zachwyt urodą i siłą natury, a równocześnie naruszanie zastanego pejzażu. W lesie rozpinał on płótna pośród drzew i swobodnie chlustał na nie farbą, podobnie do reprezentantów action painting. 

Piotr Pasiewicz

Takie działania w otoczeniu miejskim nie wywołałyby równie silnego efektu. Kontrast formował się pomiędzy tworem przyrody a tworem artystycznym. Z drugiej strony, oba łączyło nieokiełznanie. Środowisko wpływało więc na emocje artysty i na sposób ich wyrażania.

Jego performances w 2014 r. nadal wyróżniało wyzwolenie instynktów. Akcje zostały wzbogacone o nowe elementy. Pojawił się w nich drugi twórca: zajmujący się tańcem lub aktorstwem. Nic dziwnego, skoro performance wywodzi się między innymi z działań teatralnych i różnego rodzaju widowisk. Tym razem pośród natury odbywało się widowisko malarsko-taneczne. Wirujący tancerz stawał się elementem wyjątkowego dzieła, tworzonego dzięki spontanicznemu ruchowi pędzli i ciał. Tak wyglądały kolejne Arrhythmie. W kilku z nich Pasiewicz postawił na działania pokrewne do Yves Kleina. Artysta ten pokrywał nagie ciała modelek farbą, po czym odbijał je na płótnie lub pozwalał kobietom na samodzielne nadawanie wyrazu „podobiznom”. 

Yves Klein, Antropometrie Niebieskiej Epoki, fot. Charles Wilp, źródło

W performances Pasiewicza Arrhythmia nr 3 i Arrhytmia nr 4 modelka była zawinięta w tkaninę, którą on malował farbą (nadal metodą action painting). Kobieta nie trwała w bezruchu, lecz prowadziła walkę z artystyczną materią. Kiedy się w nią zawijała, poddawała się jej. 

Piotr Pasiewicz, Arrhythmia nr 3

Kiedy się z niej odwijała, próbowała zwyciężyć. Rezultaty tych zmagań nie były jednoznaczne ani istotne. Liczyło się wyłącznie działanie, w które angażował się również plastyk. Ciała uwodziły siebie i przestrzeń poprzez ruch.

Sądzę, że miejskie mury są dla Pasiewicza środowiskiem równie naturalnym jak las. W akcjach z 2014 r. wciąż starał się podnieść ich rangę i nadawał im nowe znaczenia. Na przykład w performance Lascaux ściany pokryte nieestetycznymi napisami skojarzyły mu się z malowidłami w prehistorycznej jaskini. Zapalił pośród nich świece, nawiązując do rytualnego ognia. 

Piotr Pasiewicz, Lascaux

Piotr Pasiewicz, Lascaux

Z kolei w otoczeniu opuszczonych budynków podkładał ogień pod białe płótna. 

Piotr Pasiewicz, Obraz rzeczywisty

Piotr Pasiewicz, Obraz rzeczywisty II

Ożywiał zrujnowaną przestrzeń, a zarazem odnosił się do jej rozpadu, dokonując aktu zniszczenia. Płótna nie spłonęły doszczętnie. Płomienie zostawiły niepowtarzalne ślady wypaleń. Przypominały one rezultaty stosowania surrealistycznej techniki fumażu, polegającej na zadymianiu i przypalaniu płynnej farby na podłożu. 

Wolfgang Paalen, Fumage, źródło

Wszelkie działania z ogniem przywodzą na myśl misteria religijne różnych kultur. Pasiewicz skorzystał więc z cech praktyk magicznych, czyniąc do nich rozmaite nawiązania. Jednak zamierzeniem prawdziwych rytuałów jest wpłynięcie poprzez obrzędy na realną rzeczywistość. Podstawę ich powodzenia stanowi wiara, że posiadają one taką moc. Performerzy wykorzystują tylko konwencję rytuału, bowiem ich akcje nie mają na celu wywołania podobnych skutków.

Łódzki twórca wszedł także w przestrzeń, która została już uświęcona przez ludzi - na teren dawnej synagogi na ulicy Rewolucji 1905 r. Do chropowatych ścian świątyni, z których łuszczy się farba, przykładał kartkę. 

Piotr Pasiewicz, True States

Piotr Pasiewicz, True States

Pocierał ją grafitem i otrzymywał frotaż. Z metody tej często korzystali surrealiści, między innymi Max Ernst. Dzięki niej uzyskiwali oryginalne efekty. 

Praca Maxa Ernsta Uciekinier, w której zastosował technikę frotażu, źródło

Poprzez utrwalenie faktur zaniedbanych murów synagogi, Pasiewicz stworzył pewien frotaż pamięci. Jest on nieodłącznie związany z obszarem, w jakim powstał. Twórca przeniósł na kartki jego niepowtarzalne bruzdy i blizny. Mury - niemi świadkowie wydarzeń - tylko w taki sposób mogły mu przekazać pewne prawdy. Na przykładzie tych performances widać, jak ważna jest dla artysty specyfika sytuacyjna.  Ciekawe jest również to, że do zachwytu sferą sacrum dołączył zainteresowanie technikami surrealistycznymi.

Od połowy 2014 r. ponownie zmieniło się oblicze jego działalności. Wówczas pokornie poddał się wpływowi natury. W performance The Harmony zanurzył w wodzie własne ciało pomalowane farbą. 

Piotr Pasiewicz, The Harmony

Piotr Pasiewicz, The Harmony

Dzięki temu oczyścił się zarówno ze znamion cywilizacji, jak i z tożsamości artystycznej. Latem las przestał być polem jego ekspansji. Pasiewicz zamienił się w element pejzażu, kładąc się pośród drzew. Dotykał przestrzeni takiej, jaką była i nie zmieniał jej. Integrując się z nią, docierał do pierwotnych związków człowieka z matką naturą. Poprzez nie odnajdywał wewnętrzny spokój.

Piotr Pasiewicz, Into The Wild

Powyższe doświadczenia wpłynęły na jego kolejne performances. W ostatnim kwartale 2014 r. i na początku 2015 r. w akcjach posługiwał się pewnymi przedmiotami. Jednak nie ingerowały one w  dane miejsce tak silnie jak tkanina pokrywana farbą. Twórca używał na przykład lustra (The Between Space). Dzięki niemu las miał okazję „przejrzeć się” w tym, co wykonał człowiek. Naturalne oddziaływało na sztuczne i odwrotnie. Robert Smithson, jeden z reprezentantów land-artu, był pierwszym artystą, który zastosował zwierciadło w taki sposób. 

Robert Smithson, Przesunięcia luster na Jukatanie, źródło

Odbijający się w nim pejzaż potraktował jako obraz efemeryczny. Pasiewicz poszedł tym tropem, tworząc własne obrazy efemeryczne. 

Piotr Pasiewicz, The Between Space

Piotr Pasiewicz, The Between Space

Lustrem zasłonił swoją twarz. Wówczas jego obliczem stały się  konary drzew. Innym „łącznikiem” twórcy ze środowiskiem było prześcieradło, w które zbierał grudy ziemi.

Piotr Pasiewicz, The Hole

Z kolei w styczniu 2015 r. ciszę zasypanego śniegiem lasu zakłócił delikatnym brzękiem strun gitary. 

Piotr Pasiewicz, The Sound

Piotr Pasiewicz, The Sound

Wówczas wrócił do nadawania przestrzeni pewnego rytmu, jednak nie dosłownego i znacznie bardziej subtelnego niż dawniej.

W działaniach performerskich Pasiewicz wykorzystuje więc potencjał miejsca, moc żywiołów, praktyki ezoteryczne - czyli cechy od wieków właściwe różnym formom ekspresji. Atawizm gestów i ich silny ładunek emocjonalny są stałym elementem jego twórczości. Artysta wciąż balansuje pomiędzy krzykiem a ciszą. Nie mniej istotne jest czerpanie przez niego natchnienia z działań i technik przedstawicieli XX-wiecznej awangardy. Na przykład analogicznie do dadaistów i surrealistów docenia przypadek i eksperyment. Poprzez łącznie różnorodnych inspiracji i przetwarzanie ich w zgodzie z własną wrażliwością staje się twórcą postawangardowym. Jego subiektywny wybór jest konsekwentny. Każdy z performances zawiera cechy poprzednich i wpływa na kolejne. Jednak na styku tego, co zastaje artysta i tego, co kreuje sam bądź z udziałem innych, powstaje pewna magia okolicznościowa. Jest ona jedyna w swoim rodzaju.

***
Artykuł ukazał się w 2015 r. na portalu Neomedia, który zawiesił już swoją działalność. Fotografie performances artysty, które ilustrują tekst, pochodzą z jego archiwum. Dziękuję za możliwość ich wykorzystania. Pod linkiem  http://pasiewicz.art/performance znajdziecie wideo z wielu akcji.

Bohater tekstu działa na wielu polach. Jest również twórcą obrazów, grafik, rysunków, fotografii, wideoartów. Często łączy różne techniki. Brał udział w wielu wystawach indywidualnych i zbiorowych, w Polsce i poza granicami kraju. Na blogu dostępne są także inne wpisy o jego twórczości:  Struktury przetransformowane i Od pełnostanu do pustostanu i z powrotem. Zainteresowanych zapraszam do odwiedzenia stron artysty http://pasiewicz.art, https://www.facebook.com/Piotr-Pasiewicz-248686318538909https://www.instagram.com/pasiewiczpiotr_artist, na których zamieszcza on swoje prace, dokumentacje działań i informacje o ekspozycjach. 
Witryna literacka

11/18/2017

Witryna literacka


W ramach projektu Witryna literacka - Pisarze z sąsiedztwa, zorganizowanego przez Księgarnię Skład Główny, na wystawach sklepów przy ulicy Brzezińskiej w Koluszkach pojawiły się cytaty z utworów lokalnych pisarzy i poetów. Tak prezentuje się witryna sklepu Ankar z fragmentami moich powieści KochAna, Odcienie czerwieni i Moc granatu. 




Do pokazania w niej wybrałam następujące fragmenty.
„Czasami jestem tylko cieniem. Ciemnym kształtem widocznym na moście. Spotykam ciebie i stajesz mi się bliski. Zamieniam się wtedy w tęczę emocji. Żółta radość, pomarańczowy entuzjazm, czerwona czułość, zielona nadzieja, błękitne zaangażowanie, fioletowy niepokój. Kolory tańczą we mnie szalonego kankana, aż gasnę, bo w pewnym momencie zabierasz mi każdy z nich. Nie mówisz przy tym ani słowa. Wkrada się niepokój, chcę zniszczyć zaangażowanie, gubię nadzieję, boję się, że czułość nic nie znaczyła, znikają entuzjazm i radość. Znów zamieniam się w ciemny kształt i krzyczę na moście z wewnętrznego bólu, udręczona myślami, że być może nic dla ciebie nie znaczyłam”.
KochAna. W pułapce anoreksji i bulimii, wyd. Czarna Owca, 2012
„Położył mi na kolanach ciężką, zmęczoną głowę, a ja przeczesywałam palcami jego włosy. Przymknął powieki. Miał takie długie rzęsy! Pamiętałam, jak trzepotały na moich policzkach. W dzień były skrzydłami motyla, w nocy – ćmy”.
Odcienie czerwieni, wyd. Edipresse Książki, 2016
„Zatrzymaliśmy się na polanie wśród brzóz. Oni usiedli, a ja wyciągnęłam się wśród traw. Przesuwałam opuszkami palców po suchych źdźbłach. Listek dmuchawca łaskotał mnie w kostkę. Mrówka wędrowała z mojego nadgarstka w stronę ramienia. (…) Pszczoły lgnęły do pachnących rumianków. Pieściło nas słońce. Byłam ociężała od promieni i upalnego powietrza”.
Odcienie czerwieni
Czas spędzony z Tobą przypomina mi Twoją bransoletkę, tę uplecioną z muliny. Po naszym pożegnaniu odplątuję ją, aż otrzymuję pojedyncze pasemka. Rozkładam je obok siebie: spojrzenia, słowa, gesty, kroki. Delikatnie biorę jedno po drugim i sprawdzam, czy z każdej strony wyglądają identycznie, czy jaśnieją albo ciemnieją. Zbieram włóczki i kręcę nimi, coraz szybciej i szybciej, by wspomnienia ożyły. Kiedy wirują, gubią jednak ostrość, barwy, kilka wypada mi z ręki. Przestaję i podnoszę te, które upadły. Na nowo nizam na mulinę zapamiętane doznania. Przekładam jedną nitkę nad drugą, starannie wiążę supełki, dociskam. (…) Kiedy na powrót stają się nierozerwalną plecionką, nie wiem już, co było rzeczywistością, a co skojarzeniem z nią. Ważne, że bransoletka znów się trzyma i daje się założyć na rękę”.
Moc granatu, wyd. Edipresse Książki, 2017
***
Myślę, że sztaluga z cytatami zgrabnie skomponowała się z jesienną aranżacją witryny. A Wy co sądzicie o widoku i wyborze fragmentów, którego dokonałam? Który z nich najbardziej Wam się podoba? 

Cieszę się, że miałam możliwość wziąć udział w tak pomysłowym i oryginalnym projekcie, który wyprowadził słowa na ulicę. Ekspozycja potrwa do 26 listopada b.r. Zachęcam Was do zwiedzenia całości, poznania tekstów kilkunastu twórców, przekonania się, na czym oni skupili uwagę. 
"Z Łodzią w tle"

11/09/2017

"Z Łodzią w tle"


7 listopada w Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi – Oddziale Martyrologii Radogoszcz została otwarta wystawa malarstwa. Składają się na nią łódzkie pejzaże w wielu stylach, o różnorodnych charakterach, od spokojnych po płomienne. Miałam przyjemność uczestniczyć w jej powstawaniu, co stanowiło interesujące wyzwanie. Odnalazłam punkty wspólne płócien, które wybrali z muzealnego magazynu pomysłodawcy i autorzy ekspozycji, dr Karol Jadczyk, Dariusz Marciniec, Przemysław Stępień. Uporządkowałam pejzaże w stworzone przez siebie grupy, powiązane z nurtami w sztuce XIX i XX wieku. Napisałam tekst do wystawy i uczestniczyłam w jej aranżowaniu. Przed Wami efekty, ilustrowane fotografiami udostępnionymi mi dzięki uprzejmości Muzeum. Bardzo za nie dziękuję. 

Niektóre płótna zestawiłam z dziełami spoza wystawy, znanymi z historii sztuki,  z którymi wykazują one cechy wspólne. Dzięki wpisowi będziecie mieli okazję zobaczyć, jak wyglądało zdobywanie materiałów do prezentacji multimedialnej. Wykonał ją Artur Kamiński. Przekonacie się, jakie wrażenia towarzyszyły gościom wernisażu. Zapraszam!

Od frontu obraz Wiesława Śniadeckiego Łódź – Nowy Rynek – 1918 z 1988 r., fot. Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi 

Wprowadzenie

Na jakie sposoby twórcy z Łodzi czynili swe miasto malowniczym? Które budynki i ulice przeglądają się w ich płótnach? Czy socrealistyczną tematykę da się ująć awangardowo? Na te pytania niech odpowiedzą wyeksponowane obrazy. Powstały one w latach 50., 60., 70. i 80. XX wieku. Nie zostały uporządkowane chronologicznie, lecz według podobieństw w formie i oddziaływaniu. Prezentowane są w grupach Impresja, czyli wrażenie, Prostota formy, Ekspresja koloru, Nastrojowy realizm. Na wybór wpłynęło również posiadanie przez prace cech właściwych impresjonizmowi, postimpresjonizmowi, kierunkom awangardowym, hiperrealizmowi. Jedne powiązania są silne, inne swobodne, ale wszystkie pozwalają ujrzeć dzieła w szerszym kontekście niż lokalny. Socrealizm nie został potraktowany oddzielnie. Płótna noszące jego znamię znajdują się wewnątrz utworzonych grup. Odrębną kategorię stanowią kompozycje, których bohaterem jest Radogoszcz.
Grafika reklamująca wystawę, z fragmentami dzieł

Obrazy różnią się, jeśli chodzi o jakość artystyczną. Wynika to z tego, że dawne Muzeum Ruchu Rewolucyjnego nie miało jej przede wszystkim na uwadze, gdy gromadziło swoją kolekcję. Deklarowało, że docenia szczytność zamiarów, chce reprezentować działalność łódzkiego środowiska, jest otwarte na plastyczne eksperymenty – o ile malarze nie odżegnywali się od bycia częścią sztuki socjalistycznej. Na szczęście oficjalne założenia nie wykluczyły różnorodności twórczych wpływów i stylów. Wystawa ukazuje wielość spojrzeń.

Impresja, czyli wrażenie

Łódzcy artyści dobrze przyswoili sobie lekcję impresjonizmu. Prymusem w tym względzie można by nazwać Wiesława Śniadeckiego, który był nie tylko malarzem, ale także scenografem. Przetworzył miejskie scenerie własnymi metodami, wzmagając ich malowniczość. Cienka kreska, szkicowy sposób malowania zabierają ciężar bryłom pałaców, kamienic, fabryk, robotniczych domów, bloków. Oddają koronkowość misternie zdobionych fasad zabytków. 

Od lewej i od góry obrazy Wiesława Śniadeckiego Skwer przy ulicy Ogrodowej, 1980 r., Biała Fabryka w szreni, 1979 r., Muzeum przy ul. Gdańskiej, 1987 r., Księży Młyn, 1977 r., Odchodzące i nowe w Śródmieściu (Studnia), 1979 r., fot. Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi

Ukazane powierzchnie wydają się wibrować zupełnie jak te na obrazach XIX-wiecznych impresjonistów. 

Tak jeden z najbardziej znanych impresjonistów, Claude Monet, ujmował katedrę Notre-Dame w Rouen w różnych porach roku i dnia w latach 1893-94, źródło   

Śniadecki oddał fasadę Pałacu Poznańskiego w podobny sposób jak Monet fasadę katedry, fot.  Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi

Wrażenie potęgują rozedrgane gałęzie smukłych drzew. Śniadecki chętnie zestawiał martwe z ożywionym, architekturę z krajobrazem. Poddawał je takim samym prawom, gdy oprószał przestrzenie śniegiem. Jego biel rozświetla płótna. Dzięki jasnemu kolorytowi prace zyskują na delikatności i subtelności, dostarczając przyjemności wizualnej.

Urok emanujący z ośnieżonego pejzażu wykorzystał także Jan Dziewałtowski-Gintowt, malując Fabrykę mebli w Łodzi. Dzięki niemu złagodził industrialny charakter tego obszaru. Z nieba i ścian starych domów na drugim płótnie jego autorstwa farba wydaje się spływać. Powierzchnię ulicy Zduńskiej artysta zobrazował w taki sposób, że kocie łby bruku rozmywają się. Są to kolejne pogłosy technik impresjonistów. 

Od lewej: Jan Dziewałtowski-Gintowt, Fabryka mebli w Łodzi, 1977 r. i Ulica Zduńska w Łodzi, 1977 r., Konstanty Mackiewicz, Piotrkowska wieczorem, 1960 r., fot. Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi

Jeszcze inne ich echa oddał Konstanty Mackiewicz. Jego kompozycja przypomina Bulwar Montmartre nocą pędzla Camille Pissarro. 

Camille Pissarro, Bulwar Montmartre nocą, 1897 r., źródło


Ukazując nocny widok ulicy Piotrkowskiej, Mackiewicz zastosował podobną perspektywę jak Francuz. Potęguje ona dynamikę przedstawienia. 

Konstanty Mackiewicz, Piotrkowska wieczorem, 1960 r., fot. Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi

Jednak łódzki malarz  rozmiękczył bryły, rozmazał smugi świateł w mniejszym stopniu niż Pissarro. Na jego płótnie Piotrkowska biegnie ku Placowi Wolności. Sam widok Placu – od strony Ratusza – zaprezentował Tadeusz Roman. Swobodne zarysy budowli i figur przechodniów, oddanie ruchu ulicznego sprawiają, że odbiorca ma wrażenie, że malarz dopiero co odszedł od sztalugi i odłożył pędzel po ujęciu jedynego w swoim rodzaju, niepowtarzalnego momentu w życiu miasta.

Prostota formy

Impresjoniści, malujący w sposób szkicowy, utorowali drogę postimpresjonistom, którzy jeszcze mocniej uprościli przedstawianie. Jeden z najważniejszych reprezentantów postimpresjonizmu, Paul Cézanne, traktował pejzaż syntetycznie. Geometryzował jego elementy, nadając mu swego rodzaju surowość, ożywianą dzięki palecie intensywnych barw.

Paul Cézanne, Góra św. Wiktorii, 1890 r., źródło

Malarz ten wywarł wpływ na całe pokolenia twórców, w tym XX-wiecznych i awangardowych, którzy poszli jego śladem, stawiając na umowność.

Artyści, których prace prezentowane są w tej części ekspozycji, wykazują analogiczne podejście. Wybrane obiekty pokazali jako nieskomplikowane, masywne bryły, obwiedzione konturami. Korony drzew zostały sprowadzone do obłych figur, które stapiają się ze sobą. Sylwetki ludzkie są podobne podłużnym cieniom. 

Od lewej: Józef Skrobiński, Stara Łódź, 1973 r., Łódź 1910 – jatki, 1973 r. i Nowa Łódź, 1969 r., Józef Mróz, Śródmieście Łodzi, 1982 r., fot. Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi

Takie środki artystyczne okazały się odpowiednie, żeby przedstawić zarówno widoki właściwe „starej Łodzi” – dymiące fabryki, chaty robotników, stragany, brukowane ulice, jak i te rodem z „nowej Łodzi” – wieżowce, prostopadłościany bloków mieszkalnych przeprute rzędami okien. Najlepiej udowadniają to prace Józefa Skrobińskiego, który podjął oba motywy. Mimo że w myśl komunistycznych założeń nowe budownictwo miało budzić wrażenie atrakcyjniejszego od dawnego, ciekawiej prezentuje się zabytkowa już architektura, ożywiona energią ludzkiej krzątaniny.

Ekspresja koloru

Fowiści i ekspresjoniści stanowczo odrzucili poglądy naturalistów czy impresjonistów. Tak jak Vincent van Gogh odważnie deformowali rzeczywistość, uwolnili kolory od zgodności z nią, oddali im decydujący głos. 

Vincent van Gogh, Taras kawiarni w nocy, 1888 r., źródło 

Praca jednego z fowistów, Maurice de Vlamincka, Restauracja <<La Machine>> w Bougival, ok. 1905 r., źródło

Pragnęli, żeby odważne zestawienia barw przede wszystkim oddawały i wywoływały uczucia. Podobieństwa do ich sposobu pojmowania malarstwa da się odnaleźć w pracach Kazimierza Kędzi i Kazimierza Trzebiatowskiego. Płomieniste żółcie, pomarańcze, czerwienie aż atakują wzrok. 

Od lewej i od góry: Kazimierz Kędzia, Z dawnych lat Łodzi – Fabryka Scheiblera na Księżym Młynie, 1977 r., Kazimierz Trzebiatowski, Pomnik Czynu Rewolucyjnego, 1979 r. i  Pomnik Martyrologii Dzieci, 1980 r., fot. Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi

W porównaniu z nimi pozostałe barwy użyte przez artystów wydają się stonowane, choć trudno odmówić im wyrazistości. Paleta gra główną rolę, a temat jawi się jako pretekst do jej użycia. Zamaszyste, dynamiczne, rytmiczne pociągnięcia pędzla czy szpachli również składają się na wywołanie niepokoju. Ponadto Kędzia dodawał do tych efektów grube faktury, uzyskane dzięki używaniu gęstej farby.

Ekspresyjne środki wypadają szczególnie zaskakująco w zestawieniu z socrealistycznymi pomnikami. Obrazy Trzebiatowskiego emanują nie tylko tym paradoksem. Kontrasty widoczne są w ich kompozycji. Piony postumentów i drzew odcinają się od poziomych pociągnięć pędzla składających się na tło. Zestawienie ciepłych tonów z zimnymi potęguje dysonans. Jednak żaden ekspresjonista ani jego naśladowca nie był zwolennikiem harmonii.

Nastrojowy realizm

Kiedy jedni artyści odcinali się od realizmu, inni do niego dążyli. W pierwszej części tryptyku przedstawiającego Kościół św. Józefa Marian Kaczmarek umieścił pejzaż za ramami okna, na parapecie którego leży gazeta. Na drugiej tablicy pokazał swoje dłonie podczas szkicowania, zaznaczając nawet bieg nabrzmiałych żył.

Marian Kaczmarek, Tryptyk: Errare humanum est, czyli odbitka dla JWP Flatta, 1981 r.,  fot. Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi

Przy ostatniej zaprezentował ołówek, tubki farby, skrawek papieru z adnotacją przypiętą spinaczem do rysunku. Wszystkie te elementy dodają realności. 

Kompozycje z drobnymi przedmiotami, dającymi iluzoryczny efekt, były popularne w dobie baroku. Określa się je terminem trompe l’oeil. 

Trompe l’oeil Everta Colliera z 1699 r., źródło

Metodę tę stosowano i później. Chętnie wykorzystywali ją także XX-wieczni hiperrealiści. Tryptyk Kaczmarka jest jej bliski.

Tłumaczę koncepcję wystawy tuż przed częścią Nastrojowy realizm. Od lewej: Jan Łukasik, Piotrkowska za fasadą, 1981 r., Henryk Hoffman, Ulica Piotrkowska, 1977 r., poniżej Andrzej Sadowski, Ulica Narutowicza – Ziemia obecna, 1975 r., obok Marian Kaczmarek, Tryptyk: Errare humanum est, czyli odbitka dla JWP Flatta, 1981 r., fot. Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi

Hiperrealistyczne umiłowanie detali widoczne jest w obrazie Andrzeja Sadowskiego. Iluzję współtworzy perspektywa ukośna, która wytwarza wrażenie głębi. Nadaje ona również wyraz płótnom Jana Łukasika i Henryka Hoffmana. 

Jan Łukasik, Łódź – Weduta IV, 1981 r., fot. Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi 

Widoki niekończących się ciągów budynków, zwężających się ulic i chodników, zmniejszających się sylwetek przechodniów pozwalają zaznać miejskiego ruchu. 

Praca hiperrealisty Howarda Kanovitza Rzutowana scena uliczna oddająca charakter miejskiego życia, 1971 r., źródło

Mimo upodobania do rzetelnego oddawania obserwacji, logicznego konstruowania dzieł każdy z tych artystów potrafi też wywołać nastrój. 


Od lewej: Janina Habdas, Stare i nowe, 1977 r., Henryk Hoffman, Styczeń 1981, 1981 r., Jan Łukasik, Piotrkowska za fasadą, 1981 r.,  fot. Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi 

Piotrkowska za fasadą
Łukasika wyróżnia się melancholią właściwą pustym przestrzeniom. 


Fot.  Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi 

Niesie w sobie spokój, senność miejsc namalowanych przez prekursora surrealizmu, Giorgio de Chirico. 

Giorgio de Chirico, Szczęście powrotu, 1915 r., źródło

Nie mniej osobliwą, posępną atmosferę kreuje płótno Hoffmana Styczeń 1981, z tłumem, który zimowym, zamglonym świtem stoi w kolejce uformowanej wzdłuż murów oklejonych plakatami o strajkach Solidarności. Ponad niepozornymi postaciami majaczą zarysy bloków, osnuwane chmurami.

Realistyczne, a zarazem nastrojowe jest również płótno Janiny Habdas. Odcienie nadane niebu, fabryce, drzewom powtarzają się w tafli stawu. Oto górna połowa obrazu przegląda się w dolnej. Całość cechuje finezja. 

Z lewej widoczny jest obraz Zygmunta Nirnsteina Pomnik Juliana Marchlewskiego z 1966 r., fot. Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi 

Z kolei Zygmunt Nirnstein połączył socrealistyczny motyw, toporność pomnika i budowli otaczających Stary Rynek z kolorami właściwymi zachodowi słońca. Postać przykucniętego w cieniu chłopca, otoczonego przez gołębie, roztacza aurę romantyzmu. Artysta ograł przewodni temat dzieła w zadziwiający, poetyczny sposób.  

Radogoszcz

Obrazy ukazujące podpalenie przez Niemców Rozszerzonego Więzienia Policyjnego w styczniu 1945 roku, wizerunki mauzoleum i muzeum w latach powojennych da się pogrupować według kategorii zastosowanych wobec innych łódzkich przestrzeni. 

Od lewej i od góry: Zygmunt Kaniewski, Radogoszcz, 1960 r., Wiesław Śniadecki, Radogoszcz – Muzeum, 1987 r., Konstanty Mackiewicz, Łódź wczoraj, dziś i jutro, niedatowany, Tadeusz Roman Radogoszcz, Stefan Kaźmierczak, Spalenie Radogoszcza przez Niemców, 1959 r., Benon Liberski, Radogoszcz, 1978 r., Andrzej Tryzno, Radogoszcz, 1978 r., fot. Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi 

Do dzieł impresyjnych zaliczają się te pędzla Wiesława Śniadeckiego, Zygmunta Kaniewskiego, Konstantego Mackiewicza, Tadeusza Romana. Styl, w jakim zobrazował pożar ostatni z wymienionych autorów znacznie różni się od tego, który obrał do ujęcia tego samego wydarzenia Stefan Kaźmierczak. Na jeszcze prostsze, cięższe formy niż on – wręcz toporne – zdecydowali się Feliks Zbigniew Turski i Zygmunt Hyży. Zadbali oni o uwydatnienie powagi, patosu, wyjątkowo widocznych na obrazie upamiętniającym odsłonięcie pomnika.

Praca Benona Liberskiego, z gmachami zajmowanymi przez ogień, który rzuca błyski na trupy więźniów ułożone na śniegu, wywiera silny wpływ na emocje. Kontrast bieli z płomiennymi barwami świadczy o wykorzystaniu przez artystę ekspresyjnych właściwości kolorów. W tym przypadku wzmagają one tragizm. Z zupełnie innych pobudek mocne barwy zastosował Jan Dziewałtowski-Gintowt. Dla niego liczył się przede wszystkim efekt wizualny, osiągnięty przez zestawienie wyrazistych odcieni murów i nieba z subtelnymi tonacjami iglicy. 

Obraz Jana Dziewałtowskiego-Gintowta Pomnik w Radogoszczu z 1979 r. znajduje się na pierwszej stronie folderu do wystawy. Fot. ja 

Nastrojowy realizm prezentuje zaś dzieło Andrzeja Tryzny, który namalował tylko fragment budynku byłego więzienia. 

Andrzej Tryzno, Radogoszcz, 1978 r., fot. Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodz

Przyciemnione cegły, ziejące czernią otwory okienne stwarzają zagadkowy, a nawet budzący grozę wizerunek miejsca. To dzieło, minimalistyczne w formie, nieostentacyjne, lecz silne w działaniu jest najnowocześniejsze ze wszystkich przedstawień Radogoszcza.

***
Na ścianach zaprezentowane są wybrane dzieła. Wszystkie ukazuje prezentacja. 


Po kliknięciu na miniaturkę dany obraz powiększa się, a później przechodzi w aktualne zdjęcie miejsca, które zostało namalowane. Obok cały czas wyświetla się mapa, na której jest ono zaznaczone.


Miałam okazję uczestniczyć w miniwycieczce śladami obrazów i asystować przy fotografowaniu danych miejsc. 


Twórca prezentacji starał się powtórzyć na zdjęciach perspektywy zastosowane przez malarzy.

A tak przebiegał wernisaż.










Powyższe fotografie z pracy nad wystawą i z wernisażu pochodzą od Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi

Zachęcam Was do oglądania wystawy, poznania wszystkich obrazów, jakie się na nie składają; zetknięcia się oko w oko z wyeksponowanymi dziełami, wybrania spośród nich swojego ulubionego. Wystawa potrwa do marca 2018 r., można ją zwiedzać bezpłatnie w godzinach otwarcia muzeum. Adres: ul. Zgierska 147. Na chętnych czeka konkurs fotograficzny z nagrodami, którego warunki znajdują się w folderze.

Serdecznie dziękuję Muzeum za zaufanie mojej koncepcji i bardzo miłą współpracę przy tworzeniu wystawy. Mam nadzieję, że przyniesie ona wiele owoców, przede wszystkim wielobarwne wrażenia odbiorcom.
Copyright © Marta Motyl