Inauguracja bez złotych ram

11/24/2013

Inauguracja bez złotych ram


Blog „Skrzydlate słowa” jest kontynuacją wpisów z http://zwierciadlo.pl/uzytkownicy/martamotyl

Od czasu do czasu lubię zaznać energii zmiany. Grzecznie dygam i przedstawiam się: Motylem jestem. Piszę. Potrzebuję wrażeń. Bez nich i bez buntu skrzydła mi opadają. Studiuję historię sztuki. Obecnie pracuję nad kolejną powieścią.


Moje blogowe wpisy będą (zapewne) dotyczyć:

sztuki (szeroko pojętej),

 kobiecości,



tego, co mnie kręci i czego nie mogę znieść.


Zapraszam na kolejne odloty!



 Dzisiejszy wpis będzie dłuższy, „inauguracja” zobowiązuje ;) Zapraszam do lektury tekstu, który zatytułowałam: "ZŁOTE RAMY, KUBIKI I STOCZNIA GDAŃSKA"

Niedawno wróciłam z objazdu naukowego, trasa: Toruń-Trójmiasto-Płock. Morze widziałam przez dziesięć minut, nocą, ale nie będę narzekać na brak plażowania w listopadzie. Pomarudzę na coś innego. Zauważyłam, że muzea i galerie w całej Polsce są bardzo do siebie podobne. Mamy do wyboru kilka modeli:

1. Wycieczki wzdłuż korytarzy obwieszonych obrazami w złotych ramach. Ocena represji wobec odwiedzającego: 7,5/10. Charakterystyczne ostrzeżenie: "Proszę nie podchodzić za blissssko!" (syk) Sale różnią się okresami, w jakich powstały dzieła, kolorami ścian, oświetleniem. Ten typ reprezentują np. Muzea      Narodowe. Przyznaję, że unowocześniają się i wychodzą w stronę zwiedzających dzięki przystępnym opisom ekspozycji, konferencjom, stronom internetowym itp.

2. Zatrzymywanie się przed czerwonymi linkami odgradzającymi zabytkowe/stylizowane wnętrza. Ocena represji wobec odwiedzającego: 10/10. Charakterystyczne ostrzeżenia: "Nie dotykać!", "Proszę uważać, bo zaraz włączy się alarm!" Kapcie muzealne odchodzą do lamusa, ale panie pilnujące ekspozycji nadal kierują się zasadami rodem z poprzedniego ustroju. Rzucają mi podejrzliwe spojrzenia. Tak, tak, przyszłam tu tylko po to, by zniszczyć pół kolekcji, a drugą połowę ukraść, na szczęście przejrzałyście mnie (ta uwaga odnosi się też do typu nr 1).

3. Spacery po białych kubikach. Represji prawie nie ma. Zwykle można podchodzić i być za blisko. Nawet TRZEBA wszystkiego spróbować, uruchomić, wysłuchać, prawie zatańczyć (aż czuję przymus, by „zadziałać” i staję się niepewna siebie, gdy „muszę”). Są to np. Centra Sztuki Współczesnej. Ich białe przestrzenie pośród białych ścian różnią się tylko ekspozycjami. Nawet czcionka, która opisuje kolejne dzieła, czy koncepcje kuratorskie, jest taka sama w każdym z nich. Po przejściu kilku identycznych galerii trudno zapamiętać cechy charakterystyczne wystaw, bo są zaprojektowane identycznie, łączą modny temat i      multimedialność. Czuję się w nich, jakbym odwiedzała kolejny sklep tej samej sieci. H&M w Łodzi czy w Gdańsku jest przecież podobny, różnice w kolekcjach są małe, prawda?

Wszystkie powyższe typy są równie zachowawcze i konserwatywne, mimo, że pierwszy i drugi odnosi się zwykle do sztuki dawnej, a trzeci do współczesnej. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę muzealniczką albo kuratorką. Nie mam takich ambicji i nie przepadam za zamkniętym światkiem rządzącym się swoimi regułami. Zresztą, kto by mnie tam chciał. Pracownica takiej instytucji skazana jest na poprawność, ale to odrębna kwestia. Uwaga, bo teraz napiszę, co mi się podobało.

Typ numer 4 to mój typ!  W jego obręb wchodzą wystawy organizowane w oryginalnej, specyficznej, niejednokrotnie trudnej przestrzeni, rządzącej się swoimi prawami. Dzieła są do niej dopasowywane (należy się liczyć z wymiarami pomieszczeń itd.), a zarazem z nią skontrastowane. W jaki sposób? Np. w ruinach mieszkań komunalnych w dawnym Pałacu Ballestremów we Wrocławiu pojawiły się multimedialne prace na 15. Biennale Sztuki Mediów WRO 2013. Efekt był powalający, bo nowoczesne do granic dzieła (projekcje, roboty) mieściły się pośród odpadających tynków, tapet, kafelków, kasetonów. W ostatni czwartek odwiedziłam Instytut Sztuki Wyspa w Gdańsku, mieszczący się na terenie dawnej Stoczni.


Brawa za: dobranie miejsca, walkę o nie, odwagę i pomysły. Instytut organizuje m.in. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Alternativa, który jest „antyfestiwalem”, gdyż trwa aż pół roku. Jego centrum stanowi wystawa w hali 90B. „Alter­na­tiva poszu­kują nowych dróg dla sztuki i jej roli spo­łecz­nej. Zostały zaini­cjo­wane w 2010 roku  (…) jako prak­tyka ulo­ko­wana w okre­ślo­nym miej­scu i cza­sie. Jest to pro­gram skła­da­jący się z mię­dzy­na­ro­do­wych wystaw sztuki, wyda­rzeń arty­stycz­nych, publi­ka­cji i spotkań” (źródło: http://alternativa.org.pl/)


W grudniu Instytut zorganizuje konferencję związaną z bioartem. W ramach jego działań prowadzone są również wycieczki po stoczni. Ich przewodnikami są dawni pracownicy tego miejsca. Oprowadzają po nim opowiadając osobiste historie związane ze Stocznią. ISW jest pozarządowy, niekomercyjny, ma charakter międzynarodowy, zajmuje się współczesną kulturą. Szanuje charakter i specyfikę miejsca, w jakim działa. Podejmuje działania o charakterze społecznym, np. broni interesów mieszkańców falowców znajdujących się w pobliżu Stoczni. Cieszę się, że istnieją miejsca, gdzie sztuka trwale łączy się z historią, wolnością, niezależnymi ideami. Poza tym uwielbiam postindustrialne przestrzenie. Nie wiedziałam, że na objeździe znajdę mój ideał ;) Instytut pragnie wykupić budynek, w którym działa, by nie dopuścić do wykorzystania go w celach komercyjnych http://www.wyspa.art.pl/title,KupsobieWyspe,pid,90.html Po inne szczegóły zapraszam na ich stronę www.wyspa.art.pl.
Copyright © Marta Motyl